31.10.2019

Uśmiech klauna.

Cześć, dziś Halloween!
Macie jakieś plany? Idziecie na imprezy, lub zbieracie cukierki? Jeśli nie to spędźcie ten czas ze mną. Zapraszam was na Uśmiech Klauna.

MONSTA X -JooHeon


Mam na imię JooHeon i nienawidzę klaunów.

-Wejdź tam! -krzyknął SeongWoo.
-Eeee... Ta ciota się boi -szturchnął go w ramię, JoonKyu.
Patrzyłem na zdezorientowanego przyjaciela, stojącego przed, wielkim, starym budynkiem fabryki szkła. Powybijane szyby, oraz zardzewiałe, metalowe drzwi, patrzyły na nas złowrogo. Złowieszczy wiatr, raził nasze uszy, mówiąc niemo... Uciekajcie!
Jednak my staliśmy pod drzwiami, jak czwórka debili, nic sobie z tego nie robiąc, mimo że czuliśmy w każdej komórce ciała, by zabierać się do domu, póki jeszcze słońce majaczyło za horyzontem.
Jednak ciągle staliśmy jak te palanty, patrząc się na naszego młodszego kolegę, który niemrawo zbliżał się ku drzwiom. 
Krwawe łuny zniknęły z nieboskłonu, a na ulicach rozbłysły lampy. SungHoon, poruszył się jeszcze krok do przodu i uchylił jeszcze bardziej wrota. Po czym zniknął za nimi, a my pacany przyglądaliśmy się przez uchylone drzwi, jak jego sylwetka niknie w cieniu, tego obrzydliwego, starego zakładu. 
-Chłopaki! Mogę już wyjść?! -krzyknął chłopak i już miałem się zgodzić, jednak nim zdążyłem się wysłowić, ktoś inny zabrał głos.
-Miałeś iść do samego końca hali! -JoonKyu, wyciągnął z kieszeni, paczkę papierosów, którą z pewnością zakosił swojemu ojcu i poczęstował, jak na dobrego kumpla przystało. Z początku papieros nieco mnie przyduszał, jednak po trzecim zaciągnięciu, dyskomfort minął. 
-Myślę, że nieźle już porobił w gacie -zaśmiał się SeongWoo, odpalając szlugę.
-A Ty co tak cicho siedzisz? -zarechotał Kyu -Nie mów, że martwisz się o młodego?
-Nie martwię się -wzruszyłem ramionami, siadając na krawężniku, pomimo że zaprzeczyłem, ciągle wpatrywałem się w dużą szparę między skrzydłami, ogromnych, metalowych drzwi. Cień chłopca zniknął, nastała kompletna cisza, przerywana jedynie naszymi nierównymi oddechami i dźwiękami miasta dochodzącymi z oddali. W pewnym momencie, lampy uliczne zaczęły gasnąć, jedna po drugiej.
-Chłopaki! Coś tu jest! -krzyknął SungHoon.
Poderwaliśmy się wszyscy jak jeden mąż i zaczęliśmy biec do budynku, tuż przed naszymi nosami, wrota zamknęły się z hukiem.
-Chłopaki! Szybko, on tu idzie! -krzyczał coraz głośniej. A my bezskutecznie szarpaliśmy za klamkę do tych piekielnych drzwi.
-Pomocy! Chłopaki! Pomocy! -słyszeliśmy jak biegnie w naszym kierunku -On mnie goni!
-Kto?! Kto Cię goni?! -odkrzyknąłem.
-Boże na pomoc! -w tym momencie, usłyszeliśmy rozdzierający krzyk chłopca, niedługo po nim po raz kolejny ogarnęła nas cisza. Kolejna nieudana próba dostania się do hangaru, utwierdziła nas w przekonaniu że musimy wezwać policję.
Ja wraz z Woo zostaliśmy przy budynku, a JoonKyu pobiegł po pomoc. Gdy był już przy bramie wyjściowej, zamknęła się uniemożliwiając nam wszystkim ucieczkę. Musiało się stać coś strasznego, skoro młody tak krzyczał... Właśnie młody! Wykrzykiwaliśmy na zmianę jego imię, ale ciągle odpowiadała nam cisza. Po paru sekundach, światła w starym budynku, rozbłysły się i ponownie rozniósł się niewyobrażalnie głośny pisk, a potłuczone szyby pokryła czerwona ciecz.
-O Boże -wymknęło mi się z ust.
-Uciekamy! -krzyknął Joon.
-Musimy pomóc młodemu -powiedział stanowczo Woo.
-Nie pomożemy tu nic! 
-Nie ma mowy -szarpnął za klamkę, a światła fabryki zgasły.
-Co jest do cholery? -zapytałem, kiedy drzwi ustąpiły. 
Cofnęliśmy się o krok, a zza drzwi wysunęło się truchło, naszego kompana. Przerażeni, z duszą na ramieniu, zadecydowaliśmy że musimy uciec. Popędziliśmy do metalowej bramy, z duszą na ramieniu, zaczęliśmy się po niej wspinać. Niestety, kiedy byłem już w połowie wysokości omsknęła mi się noga i spadłem. Kiedy się podnosiłem, zauważyłem że w ciemności, ktoś wynurza się zza drzwi. Był to klaun! Wpatrywał się we mnie, uśmiechając przy tym. Wydawało mi się że mówił do mnie, nie mogłem tylko dosłyszeć co. Uniósł dłoń w górę, w której automatycznie pojawił się czerwony balon. 
-Weź go -usłyszałem w końcu i uśmiechnął się mrocznie.
-Rusz się! -spojrzałem na Kyu, a następnie na potężną fabrykę. Przed którą leżało jedynie zmasakrowane truchło naszego przyjaciela.
Wspiąłem się szybko i pobiegłem wraz z przyjaciółmi w kierunku głównej autostrady, a kiedy do niej dotarliśmy, światła na niej stopniowo się rozpalały. Od razu pokierowaliśmy na posterunek policji. Nie wiem, czy zdążyliśmy zrobić dziesięć kroków, gdy usłyszeliśmy za sobą głos.
-Chłopaki, dokąd idziecie? -czułem że serce podskoczyło mi do gardła.
Wszyscy obróciliśmy się, jak na komendę. Za nami szedł SungHoon, wyglądał tak jak widzieliśmy go za życia. Nie był strzępkiem mięsa, które zostało wyrzucone zza drzwi hali.
-Skąd Ty się tu wziąłeś? -zapytałem.
-Jak to skąd? Mieliśmy iść do cyrku -odpowiedział zdezorientowany.
Popatrzyliśmy się na siebie, a następnie na naszego przyjaciela, po czym jak jeden mąż stwierdziliśmy.
-Nie, wiesz co młody odechciało nam się jakoś.
-Muszę pomóc młodszej siostrze w angielskim -powiedział Woo.
-A ja obiecałem, że pomogę staremu w warsztacie -dodał Kyu.
-A Ty? -spojrzał na mnie ze smutkiem.
-A ja? Ja to, ten... No... Mam jutro egzamin z geografii, a jeszcze się nie uczyłem -palnąłem pierwsze co przyszło mi do głowy.
Chłopiec podszedł do nas i westchnął ciężko.
-Dlaczego oni zniszczyli cyrk?
-Jaki cyrk? -popatrzyliśmy na niego z zaciekawieniem.
-Ten na którym pobudowali fabrykę szkła -powiedział -on nie potrafił tego przeżyć.
-Kto? -zapytał Kyu.
-Klaun, był właścicielem cyrku i stracił wszystko gdy go usunięto -powiedział ze smutkiem.
-Chodzi o tę legendę miejską? O tym że klaun włamał się do fabryki i skoczył z okna w formie protestu o usunięciu cyrku.
-To nie legenda -powiedział stanowczo -on nie umarł od razu, ktoś go dobił, sprawiał mu ból nim, go zamordował.
-Skąd o tym wiesz? -zapytał SeongWoo.
-Bo to czułem -odpowiedział nienaturalnym głosem.
-Młody za dużo fantazjujesz -Kyu położył dłoń na jego ramieniu -chodźmy już.
Tak jak powiedział, tak się stało, każdy z nas rozszedł się w swoją stronę. Kiedy tylko wróciłem do domu, wziąłem szybki prysznic, powrzucałem książki do plecaka i wskoczyłem do łóżka z zamiarem wyspania się. Moje ambitne plany, pozostały jednak zrujnowane, ponieważ moja szafa była niedomknięta, a zamiast ubrań widziałem uśmiechniętego klauna, dzierżącego w dłoni balona. Bałem się podejść do szafy i ją zamknąć ją, gdyż myślałem że widmo wciągnie mnie do środka, a potem zostanie ze mnie strzępek mięsa, tak jak z młodego... Ale przecież on nie umarł, zobaczyliśmy do na ulicy i wyglądał całkiem normalnie. Zignorowałem to, kiedy próbowałem zasnąć, usłyszałem wycie wozów policyjnych, a zaraz po tym, w moim pokoju zjawił się komendant policji, kazał mi się szybko ubrać i zabrał mnie wraz z ojcem, pod hutę szkła, na miejscu czekał na nas oddział policji, wraz z SeongWoo i jego ojcem.
-Czy to Twój kolega? -zapytał policjant, wskazując na zmasakrowane, zabezpieczone ciało SungHoon'a.
-T-tak -odparłem drżącym głosem.
-Panie komendancie -podszedł do nas młodszy aspirat -JoonKyu jest w szpitalu, miał wypadek samochodowy, jego stan jest ciężki, ale stabilny.
Popatrzyliśmy się z przerażeniem, na siebie z Woo, a następnie na tę cholerną hutę.

Mam na imię JooHeon i teraz wiecie dlaczego nienawidzę klaunów.


Koniec.

W skali od 1 do 10 jak wam się podobało?
Czekam na komentarze i do następnego.

Yuki