22.08.2014

Mogę zmienić bieg czasu. cz.II

Jak się macie? Mam nadzieję że bardzo dobrze. 
EXO- Tao cz.II 

Chwyciłaś jego dłoń. Świat wokół ciebie zawirował, czułaś się jakbyś była w centrum huraganu. Spojrzałaś na chłopaka, miał zamknięte oczy kiedy je otworzył oboje znaleźliście się w innej rzeczywistości. Byliście w Chinach! T-tylko ludzie tu wyglądali tu inaczej, a właściwie wszystko było inne. Ten kraj kojarzył Ci się z wysokimi budowlami, nowoczesnymi drogami i tak dalej. A tu stare chaty najczęściej z gliny pomalowane na biało, z glinianymi wypalonymi dachówkami i czerwonymi drzwiami. Ludność najczęściej ubrana w szare wieśniacze ubrania, wielkie słomiane kapelusze i słomiane sandały jeździła na wozach z drewna z metalowymi, kutymi kołami. Pomyślałaś że znajdujecie się na jakiejś biednej wsi. Jedynymi postaciami które się wyróżniały to ty i ten chłopak, typowi ludzie dwudziestego pierwszego wieku. 
-Witaj w Pekinie! 
-C-co?! Zaraz, zaraz który to wiek? Jakie to lata? 
-O ile mi wiadomo jest tysiąc osiemset dziewięćdziesiąty szósty rok.
-Co?- zamurowało Cie kompletnie- Czemu mnie tu przyprowadziłeś, przeniosłeś czy cokolwiek innego? 
-Chciałaś porozmawiać.
-Ale to nie jest powód przenieść mnie z Korei do Chin jeszcze ponad sto lat wstecz! 
-Jak chcesz, zostawię Cię tu do końca życia.
-Ni chcę!
-To przestań ględzić, a teraz choć ze mną.
Skierowaliście się do domu stojącego na wielkich palach. Pod domem klęczało dziecko, przymarzało do ziemi, podeszłaś do niego bliżej. Była to dziewczynka o wychudłych licach z zmrużonymi oczyma. Jej palce u dłoni i stóp były koloru fioletowego. Zdjęłaś kurtkę i chciałaś okryć nią dziecko a potem oddać je rodzicom, ale on powstrzymał Cię.
-Dlaczego zdjęłaś kurtkę?
-Temu dziecku po odmarzały palce, chcę je ogrzać i oddać rodzicom! 
-Ni dasz rady- pokręcił głową- wy tu nie istniejemy- podszedł do dziecka a zarazem do Ciebie- odpuść sobie-pociągnął Cię za ramię a ty wstałaś nałożyłaś kurtkę a on tobie szalik. 
-Co z nią będzie? 
-Umrze, zamarznie dziś w nocy.
-C-co? Ale gdzie jej rodzina?
-Hmm... Jakby Ci to powiedzieć. Widzisz tamten dom?- wskazał na rozpadający się budynek przy zakręcie ulicy, przytaknęłaś głową- ona tam mieszkała ma ośmioro rodzeństwa, jej rodzice wyrzucili ją trzy dni temu ponieważ ma porażenie mózgowe, liczą że ktoś ją przygarnie bo nie dadzą rady jej wychować.
-Skąd to wiesz?
-Po prostu wiem, choć już- weszliście na piętro domu na palach. Było tam jedno pomieszczenie a w nim stalowe łóżko z materacem i pościelą, mały piecyk, niski stolik, trzy poduszki do siedzenia i lampa oliwna. Ściemniało się, na dworze była burza śnieżna, chłopak zapalił lampę i wstawił wodę w czajniku. Wskazał na poduszki- usiądź. 
Zdjęłaś kurtkę i szalik po czym usiadłaś.
-Jak się nazywasz?- spytałaś siedzącego naprzeciw azjaty. 
-Jestem Huang ZiTao, ale mów mi Tao.
-Jestem ~*~*~. Więc Tao dlaczego ukazujesz się tylko mnie?
-Widzisz, jesteś jedną z nielicznych osób które widzą to czego nie widzą inni. Czy nie masz przypadkiem takich "proroczych" snów?
-T-tak, skąd wiesz?
-Wiem o tobie wszystko i nic. Ale te sny, wykorzystaj je dobrze. Mam pytanie, czy przewidziałaś to spotkanie? 
-Być może, śnił mi się złoty feniks, latający nad "morzem" ludzi.
-Tym feniksem... Byłem ja!- wstał. 
-Jak to?-podążyłaś za nim wzrokiem. 
-Stałaś wśród tych ludzi?- nalewał wrzątek do kubków. 
-Nie, obserwowałam ich. 
-Wiesz co to znaczyło??- podał Ci czarkę z herbatą. 
-Nie- wzięłaś od niego napój- a ty wiesz? 
-Oczywiście- usiadł- ja jestem feniksem czyli posłańcem czasu, ty obserwatorem we śnie, śnisz o osobach potrzebujących pomocy. Kiedy spotykamy się w parku przez te cztery minuty zatrzymanego czasu zastaje uratowanych dwanaście osób przed śmiercią. Prawda że co noc śni Ci się dwanaście ludzi? 
-Tak, czyli trzy osoby w ciągu jednej minuty dostają nowe życie. 
-Dokładnie- upił łyk herbaty. 
-Dlaczego ty mi się nie śniłeś nigdy jako człowiek tylko pod inną postacią? 
-Sam nie wiem, nie znam powodu. 
-Może ty nie istniejesz, to tylko załamanie nerwowe albo sen, tak to sen- zamknęłaś oczy i uszczypałaś się, otworzyłaś oczy- to nie sen. 
-Nie- uśmiechnął się. 
-Jesteś posłańcem czasu, ale kiedyś musiałeś się urodzić, kiedy to było?
- Prawie trzysta osiemdziesiąt pięć lat temu. Ale zostałem zatrzymany i wciąż mam dwadzieścia dwa lata. 
Napiłaś się herbaty. 
-Czyli jesteś nieśmiertelny? 
-Wiem że to niemożliwe ale jestem nieśmiertelny. 
-Czy jest więcej takich osób jak ja czy ty? 
-Tak, może kiedyś ich spotkasz. 
-Nie chcę. Nie wierzę w twoje istnienie, to jest jakieś nieporozumienie- przyjrzałaś się mu, był cały ubrany na czarno, włosy miał w nieładzie, lekko wyłupiaste skośne oczy błyszczały w blasku lampy i ten uśmieszek na ustach powodował to że wyglądał jak łobuziak. 
-Starałem Ci się to jakoś wytłumaczyć ~*~*~- przysiadł się obok Ciebie tak że stykaliście się ramionami- może Ci to jakoś udowodnię. 
-Niby jak?- spytałaś nawet na niego nie patrząc. 
Chłopak złapał Cię delikatnie za podbródek i skierował twoją twarz w swoją stronę, w jego oczach tańczyły iskierki. Uśmiechnął się i zbliżył swoją twarz by po chwili złączyć wasze usta w pocałunku. Nic w tej chwili się nie liczyło oprócz was. Oderwaliście się od siebie, patrząc sobie w oczy. 
-Po raz pierwszy od prawie czterystu lat, kogoś kocham- przytulił Cię do siebie, wtuliłaś się w niego. 
-Ja Ciebie też- pocałował Cię w czoło i mocniej przytulił, po jakiś czasie pstryknął palcami. Otworzyłaś oczy z powrotem byłaś w parku, z notesem w ręku, zerknęłaś do niego, pod twoim napisem znajdował się inny:  
" NIE DŁUGO SIĘ SPOTKAMY!" 
Usiadłaś na ławce i spojrzałaś w niebo z którego spadały płatki śniegu. 
"Kocham Cię, mam nadzieję że zjawisz się jak najszybciej." 
Koniec.


Myślę że każda dziewczyna tak samo jak ja chciałaby 
żeby zjawił się w jej życiu taki Tao ;)
Yuki



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz