6.08.2015

Anioł śmierci...

BOMBA (numer dwa)
Zobaczyłam że wiele głosów w ankiecie padło na zespół EXO! Więc na wasze życzenie będzie człowieczek z tegoż zespołu! Ten post opiera się na tematyce religijnej, więc nie wiem czy każdy to akceptuje. Oczywiście wszystkie fakty są pozmieniane na potrzeby opowiadania... Jest to moja perełka tak mi się wydaje przynajmniej, więc proszę was zostawcie mi komentarz, wasza opinia to dla mnie najwspanialsza lektura, poezja...

Muzyka: https://www.youtube.com/watch?v=kYsj1fFE1Xw
               https://www.youtube.com/watch?v=4giAO-2aIC
           
EXO-ChanYeol

Proroctwo.
Anielica biegła ile sił w nogach nie mogła użyć skrzydeł ponieważ była skrępowana jednym ze sznurów demona.Zrozpaczona tym że nie może uwolnić się ani uciec, padła zemdlona. Pojawił się nad nią demon w postaci zjawy w czarnym habicie, której twarzy nie mogła zobaczyć, jedyne co mogła dojrzeć to czerwone tęczówki które zdawały się płonąć. Zjawa uniosła się w powietrzu i zawisła nad nią. 
-To ja -wysyczał demon -ten który chciał zniszczyć potęgę Kaina, ten który podmówił Judasza do zdradzenia Chrystusa, następca Lucyfera. Jam jest Aniołem śmierci -skrzydła niewiasty z koloru biało-złotego stały się czarno-krwiste -los twego ciała należał do mnie i duszy również należy. 
~*~
Dziewczyna powoli zmierzała zatłoczone i ruchliwe ulice Warszawy, patrolowała teren a właściwie zachowanie ludzi, pilnowała by nie robili nic złego i by nic im się nie stało. W stosunku do innych była grzeczna, inteligentna, zwyczajna, taka że każdy zaakceptował ją od razu. Jednak żaden człowiek nie wiedział, nigdy by się nie spodziewał że jest ona istotą boską a nie ludzką. Stanęła na światłach, jej złociste skrzydła niewidzialne dla śmiertelników, zaszeleściły lekko pod wpływem wiatru. Wszystko było w jak najlepszym porządku, spokojnie powędrowała do swojego mieszkania na poddaszu jednej z warszawskich kamienic. Zamknęła drzwi zdjęła byty i skierowała się do kuchni po szklankę wody, była spragniona, upały jej nie służyły. 
~*~
Przemierzał dostojnie ciągle głośne ulice Seulu, skręcił w jedną z uliczek przepełniona burdelami, pubami, klubami i innymi dyskotekami. Zauważył że pod jednym klubem nocnym jest duże zbiorowisko ludzi. Przecisnął się między nimi przyglądając się dwóm mężczyznom którzy wyzywali się publicznie, Postanowił się pobawić... Zarządził umysłem jednego faceta w ten sposób że rzuciła się na niego z pięściami. Bójka była ciekawa całkiem jak dla niego ale też za bardzo równa. Osłabił jednego z nich, powodując u drugiego większą siłę, kiedy słabszy opadł ledwo żywy na ziemię, syknął:
-Dobij go -tak też się stało. Wycofał się z tłumu otrzepując swoje czarne skrzydła z kurzu. Szedł dalej, aż doszedł do centrum miasta. Stwierdził że jest mu za nudno pstryknął palcami a w przystanek wypełniony ludźmi uderzyła rozpędzona ciężarówka. Zadowolony z siebie uniósł się aż do samego księżyca i odleciał dalej czynić zło.
~*~
-A teraz wiadomości ze świata -prezenterka wiadomości zajrzała w skoroszyt - w stolicy Korei Południowej dochodzi do coraz większej ilości ofiar śmiertelnych w wyniku wypadków samochodowych, ulicznych bójek i zamieszek. Podobna sytuacja panuje w Turcji, Australii, Bułgarii oraz Anglii. 
-Dlaczego na tym świecie jest tyle zła? -szepnęła do siebie wyłączając telewizor. 
-Może dlatego że nie ma tak wielu strażników dobra by zwalczyć ziarno Belzebuba -poderwała się gwałtownie, odwracając się w stronę z której dochodził głos. Przy oknie stał ubrany na biało mężczyzna, z którego pleców widniały białe skrzydła, uśmiechnął się do niej łagodnie. 
-Suho co Cię do mnie sprowadza?- uśmiechnęła się delikatnie widząc przyjaciela. 
-Stwórca Cię wzywa -powiedział poważnym tonem -uważaj on ma dzisiaj dla Ciebie ważne zadanie. Z Bogiem -i zniknął jej z oczu. Podobnie jak on otworzyła okno i uniosła się ku sklepieniu niebieskiemu. 
~*~
-Nie strzelaj, błagam! Oddam Ci tylko jak dostanę pieniądze! -krzyczał blond włosy chłopak. Nad nim stał wysoki szatyn ze spluwa w drżącej ręce, wpatrywał się w przerażone oczy skulonego Tao -Daj mi szansę! Przysięgam! 
-J-ja -wychrypiał. Niepostrzeżenie obok niego pojawił się ubrany w ciemne ubrania, równie wysoki chłopak i szepnął do ucha. 
-Zabij go Kris, on nie ma pieniędzy i ich nie dostanie... Po co Ci z nim problem -ciemnowłosy zdecydowanie pociągnął za spust prze strzelając jasnowłosemu serce. Dźwięk strzału rozległ się po okolicy odstraszając ptaki które odleciały strwożone. 
~*~
-Słyszałaś zapewne co się dzieje w Seulu... 
-Czyli to tam chcesz mnie wysłać Panie? 
-Tak, jest tam szatański pomiot zwany Chan, tak właściwie nazywa się Park ChanYeol. 
-Czy to ten którego wygnano za ściągnięcie do piekieł Archanioła Gabriela? -spytała podejrzliwie. 
-Dokładnie on -potarł skronie unosząc wzrok w górę jakby szukał odpowiedzi chociaż był nieomylny. Nie bez powodu określano go alfą i omegą. 
-Anioł śmierci -szepnęła drżącym głosem - o Panie nad panami ja nie wiem czy mam na tyle siły by go pokonać. 
-Więc albo on zginie albo ty -wyszeptał -to jest wojna. 
-Będę Ci służyć do końca -szepnęła kłaniając się. 
-Możesz odejść -gdy znalazła się za złotą bramą przeżegnała się i z prędkością światła wyruszyła do otoczonego czarami szatana Seulu. 
~*~
-A może by ich tak w sobie rozkochać? To też grzech -spojrzał na dwóch chłopaków grających w koszykówkę, pstryknął palcami. Wyższy chłopak przytulił od tyłu starszego, całując w policzek. 
-Saranghae Lulu -pocałował go lekko w usta. 
-Ja Ciebie też SeHunnie -wpił się w jego usta. Po raz kolejny zadowolony z siebie diabeł zniknął z boiska przelatując nad inna część boiska gdzie chciał się rozerwać (no Osama by powiedział: brzmi bombowo! przepraszam musiałam). Niestety na jego ciemnej ścieżce pojawiła się piękna niewiasta. Nie mógł oderwać od niej wzroku, zaiste nie była stworzeniem ludzkim ale... 
-A niech mnie diabli biorą -szepnął do siebie zbliżając się do niej. 
-W imię Boże mówię zaprzestań -powiedziała hardo, patrząc mu w oczy. 
-O widzę że musiałem nieźle nabroić, że wasz światły -zakpił -wysłał po mnie anielicę nie małej urody. Wiedział że mam słabość do kobiet ale nie przewidział tego że one również mi ulegają. 
-Nie ulegnę Ci nie masz za grosz szacunku ani wstydu robaku! Wracaj do podziemi niech zrobią z tobą porządek. 
-Znalazła się święta -dotknął jej skrzydeł zostawiając na nich ranę oparzeniową. 
-Zostaw! -odskoczyła uleczając ranę -Tak jestem święta. Nie podchodź szatanie. 
-Przekonamy się o twojej świętości -prychnął i znaleźli się w Queensland czyli jednym z najgorętszych miast Australii -zapobiegnij śmierci tysiącom ludzi którzy za chwilę wykorkują z gorąca, suszy oraz braku wody. 
-Ojcze nasz któryś jest w niebie... Błagam Cię pomóż mi uratować niewinnych -w tym momencie na ziemię spadł ulewny deszcz a wraz z nim zmalała też temperatura. Diabeł uniósł rękę w górę a deszcz zawisł tuż nad nimi nie spadła nawet jedna kropla wody, uniosła się do góry. Starała się ściągnąć wodę na powierzchnię od razu mogąc się. Na ziemi znów pojawiła się woda, rozwścieczony strażnik piekieł uciekł od wody którą podarował Bóg. 
~*~
Była zaskoczona ale jednocześnie zadowolona że tak łatwo się poddał. Miała patrolować Arizonę, w tym stanie było dość spokojnie, ludzie żyli dostatnio nie martwiąc się o następny dzień. Usiadł na murku jednej z zamkowych ruin, delektowała się przyjemnymi promieniami zachodzącego słońca. Było cicho i błogo, nagle usłyszała szmer z pobliskiego lasu, poszła w tamtą stronę by zobaczyć co się dzieje. Miała nadzieję spotkać wilkołaka bardzo ciekawiło ją to stworzenie. Kiedy weszła do lasu coś śmignęło jej przed oczami. Czarna postać z ognistą czupryną, poleciała za nim manewrując między drzewami. Znalazła się nad wielkim jeziorem, tajemnicza postać rozłożyła swe ogromne czarne skrzydła i uniosła się w powietrze by zaraz zawisnąć nad taflą wody. Przyglądała się w skupieniu, skrzydlaty zamoczył dłoń w wodzie i stała się ona czarna a potem zaczęła płonąć. Z lawy pojawiła się czarna zakapturowana postać, wyszeptała coś do ucha ChanYeol'a i wskazała na miejsce kryjówki anielicy. Uciekła z tamtego miejsca, biegła co tchu. Upadła kiedy wokół jej ciała owinęła się lina z ognia której nie mogła rozerwać. Nad dziewczyną zawisła zjawa w kapturze z płonącymi oczami.
-To ja -wysyczał demon -ten który chciał zniszczyć potęgę Kaina, ten który podmówił Judasza do zdradzenia Chrystusa, następca Lucyfera. Jam jest aniołem śmierci -poczuła że jej skrzydła zaczęły ją palić -los twego ciała należał do mnie i duszy twej też należy. Nie do mojego nieudolnego, rozkochanego w tobie alter ego ChanYeol'a. 
-Panie ratuj! -krzyknęła zrozpaczona. W tym momencie przypomniała sobie słowa Boże że albo ona zginie albo on. Nie oczekiwała wybawienia... 
-Zostaw ją! -na anioła śmierci rzucił się diabeł. Który po chwili został przywiązany łańcuchem z rozgrzanego metalu do jednego z drzew. 
-Chciałeś ratować swego wroga?! Ona by Cię zniszczyła gdyby tylko mogła -skrzydła anioła stawały się powoli szare. Park zaczął się gorliwie modlić. Każde wypowiedziane słowo paliło go w usta, jego ciało zaczęło płonąć, z jego oczu wypływały łzy lawy. Nagle na ziemię zstąpił Bóg ojciec wyswobadzając anioła z okropnego pnącza i przeganiając zjawę w otchłań piekieł. Anielica w białym czystym ubraniu, z białymi poranionym skrzydłami upadła na kolana przed zbawcą. 
-Wstań dziecko -posłusznie wykonała polecenie, pobłogosławił ją a jej rany zaczęły się zrastać, skrzydła zmieniły barwę na całkowicie złotą. Uwolnił też diabła który padł na kolana i powiedział; 
-Chcę byś zniszczył mnie nie jestem godzien istnieć -najwyższy podał mu dłoń i pomógł wstać. Uleczył jego rany i odrzekł mu: 
-Nigdy nie jest za późno na nawrócenie, wyrzeknij się -oświadczył spokojnie. 
-Nie! -do ich uszu dotarł zagłuszony krzyk Belzebuba s ziemi. 
-Wyrzekam się -powiedział skruszony. 
-A ja Ci przebaczam -zrobił nad nim znak krzyża. Jego czarne, skórzane ubranie zmieniło się na śnieżnobiałe a wręcz ogniste rude włosy przybrały szaro-niebieską barwę, rogi wystające z burzy loków zniknęły a zajęła je podobnie jak u niewiasty złocista aureola -ogłaszam Cię ChanYeol'em patronem nawróconych. Teraz idź czynić dobro, ~*~*~ Ci przypomni jak to się robi -i zniknął za bramą niebios. 
-Chodź -chwyciła go za dłoń -czas naprawić winy. 
-Z tobą mogę znieść wszystko -powiedział trzepocząc białymi skrzydłami. 
-Nie zakochuj się bo popełnisz grzech. 
-Więc już grzeszę -szepnął. 
-Nie martw się -uśmiechnęła się anielsko -bo ja tęż -pocałowała go w policzek -ale w dobrej wierze -zachichotała. 
-O innej nie mam mowy -musnął jej usta. 
"Miłość cierpliwa jest, 
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości, 
nie szuka poklasku, 
nie unosi się pychą.
Nie dopuszcza się bez wstydu, 
nie szuka swego, 
nie unosi się gniewem, 
nie pamięta złego..." 
Koniec.


Dziękuję za uwagę, do zobaczenia! 
Yuki


6 komentarzy:

  1. Jedno wielkie WOW! Nie raz próbowałam napisać coś o takiej tematyce, ale nigdy mi nie wychodziło, a tobie się to udało. Zazdroszczę;) Brak mi słów jak mam to jak bardzo mi się spodobało. Prawdziwa bomba:D :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, gdybyś coś takiego napisała to ja chętnie poczytam^^

      Usuń
  2. uuu wyszło ciekawie i zgrabnie, mega mi się podoba to zaczęcie od sceny kluczowej świetnie to zrobiłaś
    i muzykę też świetnie dobrałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fabuła bardzo fajna. Miałaś ciekawy pomysł na to opowiadanie. Zauważyłam parę błędów i, niestety, irytowały mnie one. Poza tym jak najbardziej Ok ^^

    shakeupmyheart.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz, nie dziwię się że są błędy bo pisałam to około pierwszej w nocy XD Chętnie zajrzę na twojego bloga :)

      Usuń