Witajcie czytelnicy. Opowiadanie zainspirowane poniższym gifem.
Rok dwu tysięczny setny dla mieszkańców całej kuli ziemskiej był przełomowy. Przełom nie polegał jednak na wspaniałych zmianach, lecz na zgubieniu ludności, poprzez tworzenie nowych cywilizacji. Mimo to ludzi żyli całkowicie normalnie, nie zawracając sobie głowy tym że ponad czterdzieści procent nowej populacji, ma wkodowany wirus B162, zwany inaczej "czarną śmiercią". Dlaczego akurat taka, a nie inna nazwa? Już tłumaczę... Osoby zarażone w pierwszych stadiach choroby odczuwają słabość, ich temperatura organizmu nie przekracza dwudziestu stopni, skóra robi się bardzo blada. Drugie stadium to zmiana w oczach, źrenice powiększają się do takich rozmiarów iż zajmują całe oko. Trzecie i ostatnie stadium, to pękanie skóry i mięśni -śmierć z wykrwawienia. Dla osób z B162 nie ma ratunku.
~*~*~wyszła ze szpitala z uśmiechem na twarzy, okazało się że nie jest zagrożona, jest zdrowa, będzie żyć, bez deportacji do wyludnionej Australii, którą nazwano "umieralnią". W dobrym nastroju poszła na uczelnię, po zajęciach miała iść na spotkanie ze znajomą. Zrezygnowała gdy zobaczyła że ktoś na nią czeka. Uczeń drugiej klasy liceum stał pod budynkiem uniwersytetu poprawiając co chwilę okulary przeciwsłoneczne na nosie. Minęły dwa lata odkąd przeprowadził się z Nowego Jorku do Salem. Kiedy zobaczył dziewczynę w tłumi uśmiechnął się szeroko, czując że każdy gwałtowniejszy ruch sprawia mu ból. Podbiegła do czarnowłosego, przylatując bardzo mocno do niego.
-Mój JungKook'ie wrócił -pocałowała go w policzek, czując jak chłodne ramiona chłopaka oplatają ją w pasie, zdało jej się to dziwne, gdyż ten dzień był naprawdę ciepły.
-Wróciłem -szepnął -ale nie na długo. Chciałbym porozmawiać w cztery oczy.
-Jasne, chodź -chwyciła jego dłoń.
-Tęskniłem za Tobą Noona...
-Ja za tobą też, szczególnie że tak mało rozmawialiśmy, pisaliśmy.
_Miałem dużo spraw -odparł -Salem to nudne miasto, a jeszcze bardziej ludzie.
-To wróć do NY na stałe, bardzo bym chciała mieć Cię tu przy sobie, szczególnie teraz, gdy niespecjalnie układa mi się w związku i nie mam się komu wyżalić.
-Możesz zrobić to dzisiaj, bo jutro już mnie nie będzie.
-Dlaczego -zapytała otwierając drzwi mieszkania, zaprosiła go do salonu. Gdy zaproponowała mu coś do picia odmówił, usiadła na sofie, zaś on uklęknął przed nią, była zdziwiona, gdyż Jeon jeszcze nigdy się tak nie zachowywał.
-Obiecałem sobie że będę z tobą szczery -spuścił głowę i zdjął okulary przeciwsłoneczne, do pomieszczenia wpadły promienie słońca, oświetlając jego bladą, drobną, ubraną na czarno sylwetkę.
-Chyba zawsze byłeś -pogłaskała go po włosach, złapał jej dłonie, ciągle z opuszczoną głową -prawda?
-Nie do końca... Wyjechałem do Salem, gdyż okazało się że tak samo jak moi rodzice, mam B162. Proszę nie przerywaj mi, nie chciałem byś się do mnie zraziła, też chciałem uniknąć deportacji, więc ukrywaliśmy się przed strażnikami -uniósł głowę, a z jego pokrytych czernią oczu wypłynęły krwawe łzy -chciałem powiedzieć też że... Że Cię kocham i chciałem się z tobą pożegnać, zobaczyć przed końcem.
-Boże JungKook -chwyciła jego wychudłą twarz w dłonie i patrzyła wprost w czarną otchłań jego tęczówek, które przedstawiały beznadziejną pustkę, rozpacz, ból,cierpienie. Łzy zabrudziły jego policzki i jej dłonie -Kook'ie...
-Tak... Nie mam już nic, bo sam jestem niczym, ale mam prośbę.
-Jaką? -przymknęła powieki, tamując napływające łzy.
-Zadzwonisz teraz po służby, powiesz że napadł Cię zarażony.
-JungKook ale oni Cię zabiją! -zaszlochała.
-Wiem, ale nie chcę umrzeć jako śmieć, tylko jak człowiek, według własnego sumienia, rozumiesz?
-Nie zrobię tego! Jest jakieś rozwiązanie, ukryję Cię!
-Z pewnością Ci się uda, twój chłopak jest oficerem, poza tym nie chciałabyś żywego trupa pod swoim dachem -przeczesała lekko jego włosów, które opadały na podłogę -nie sądziłem że mój rozkład będzie tak szybki, jeśli ty nie zadzwonisz to ja to zrobię -wyciągnął telefon z kieszeni, wybrał numer, wyrwała mu urządzanie.
-Halo? -ktoś odezwał się po drugiej stronie, posłał jej błagalne spojrzenie.
-T-tu ~*~*~ -przełknęła ślinę -na mój dom napadł człowiek z B162, jest niebezpieczny -powiedziała drżącym głosem.
-Już wysyłamy oddział, proszę podać adres.
-Winston St. 29/13 -kobieta po drugiej stronie rozłączyła się.
-Dziękuję -uśmiechnął się łagodnie.
-Dlaczego tak bardzo chcesz umrzeć? -uklęknęła przed nim i wtuliła się w jego zimne ciało, nasłuchując powolnie bijącego serca, które w jej obecności przyspieszyło swą pracę.
-Zapomnij o mnie takim jakim mnie widzisz -pogładził ją po głowie -chcę zostać w twoich myślach jako cieszący się życiem nastolatek.
-Tak -odparła, wypłakując się w jego ramię.
-Nie płacz, przecież to normalna kolej rzeczy, wiesz o tym -wstał obolały i pomógł jej wstać.
-Zaraz Cię stracę, jak mam nie płakać?! Ukryj się, zostań -szepnęła opierając głowę o jego klatkę piersiową.
-To niemożliwe -bloku rozległy się salwy -umrę wolny, nie jako skazaniec B162 -poszedł do drzwi hall'u.
-JungKook! -wybiegła za nim, otworzył, było już za późno. Żandarmi wypchnęli go z mieszkania i bez zawahania strzelili mu w skroń. Jego ciało bezwładnie opadło w dół, staczając się po schodach. Oficerowie szarpnęli bezlitośnie martwego i zawlekli do pancernego pojazdu.
-Robaki -jakaś kobieta prychnęła, widząc chłopaka za którym ciągnęła się struga krwi -powinni ich wszystkich wytępić.
-Nie -szepnęła do siebie, weszła do mieszkania i osunęła się po drzwiach na zimną posadzkę w korytarzu -on chciał umrzeć jak człowiek, a zaszczuli go jak zwierze -załkała. Otuliła się ramionami i oparła czoło o kolana. Pojawił się w jej myślach, takim jakim chciał by go zapamiętała, radosnym, cieszącym się życiem, tryskającym energią. Salwy ucichły, a z nimi ucichnie pamieć o nim, uśmiechnęła się lekko pod nosem -nihilum Kook'ie, nihilum...
Koniec.
WATTPAD -możecie mnie tam znaleźć.
Yuki
Nie chcę robić spamu czy jakiejś reklamy, ale jestem z bloga Koreańskie Ciastko i chciałam cię poinformował o tym, że twoje zamówienie jest już zrealizowane. Tak poza tym to była świetna praca! :) Jest to jeden z moich ulubionych blogów <3
OdpowiedzUsuń