12.10.2014

Prawo. cz.I

Jak się macie? Oglądaliście wczorajszy mecz Polska- Niemcy? Ja owszem jestem dumna z gry naszych piłkarzy... A teraz do rzeczy, dzisiejszy scenariusz będzie dość nietypowy i nie każdy może trawić poruszony w nim temat wojny i komunizmu, bez dalszych ceregieli zapraszam do czytania. 
Block B- U-Kwon cz.I

Był rok tysiąc dziewięćset pięćdziesiąty drugi, wojna koreańska osiągnęła punkt kulminacyjny. Pewna dziewczyna o imieniu ~*~*~ przedzierała się właśnie przez ruiny Seulu aby dostarczyć ważną wiadomość swojemu dowódcy JiHo pseudonim Zico, musiała być bardzo ostrożna ponieważ w okół czają się wojska wroga a mianowicie Korei Południowej. Sanitariuszka była bardzo dobrze wyszkolona, jej technika przemieszczania się i chowania była sprytna. Biegła przez jeden z mostów, zaczęto ja ostrzeliwać, młoda kobieta czołga się. Wstała i schowała się w małym sklepiku po chwili wyszła tylnymi drzwiami. W pół pochylona przedzierała się przez zabarykadowaną ulicę i skręciła w małą uliczkę wypełnioną krwią rozstrzelanych cywili, było ich stu może więcej. Lecz młodą wychowankę komunizmu nie wzruszył widok zabitych ludzi. Odkąd znalazła się w domu dziecka miała wpojone że wszystko robi się dla idei, nie ważne czy zginie jeden człowiek czy milion, najważniejsze by wygrać wojnę. Usłyszała kroki, położyła się między trupami, udając że nie żyje. Dziękowała sobie w duchu że miała na sobie ubranie cywilne a nie mundur. Zamknęła oczy... Usłyszała marsz a potem czyjś bieg i krzyk: 
-Dowódco Park Kyung! Dowódco Park!!! 
-Słucham pułkowniku YuKwon- odezwał się inny głos. 
-Mam meldunek od generała Lee Taeil'a. 
-Jaki? Mów szybko. 
-Północnokoreańska armia przedziera rzekę. 
-Za mną trzeba ich odeprzeć- rozległ się równomierny bieg kilkudziesięciu żołnierzy. Dziewczyna z armii Korei Północnej otworzyła oczy, podniosła się i pobiegła w następną ulicę. W końcu trafiła do kamienicy bez jednego okna i dachu. Podeszła do jednego z żołnierzy, który ją od razy poznał: 
-Sierżanicie Pyo gdzie jest dowódca? 
-Piętro wyżej- wpuścił ją na schody, wbiegła do pomieszczenia i zastała Zico z przewiniętym bandażem przez czoło. 
-Niech żyje umiłowany przywódca Kim IrSen!- powitała go, stając na baczność z kamiennym wyrazem twarzy. 
-Niech żyje!- wstał od stołu odstawiając karabin- Spocznij żołnierzu. 
-Mam meldunek- powiedziała spokojnie- od komendanta JaeHyo. 
-Daj mi go- wziął kartkę i uważnie przeczytał- wspaniałe wieści, amerykanie poddali się naszym i chińskim wojskom. 
-Mogę coś powiedzieć dowódco?- spytała.
-Oczywiście- powiedział zadowolony. 
-Nie długo nasze wojska przełamią rzekę, muszą pokonać południowców pod dowództwem generała Lee Taeil'a oraz dowódcy Park Kyung'a, będzie z nimi niejaki pułkownik YuKwon. 
-Skąd masz te wieści?- zlustrował ją wzrokiem. 
-Słyszałam na własne uszy, kiedy ukrywałam się między ciałami cywili. 
-Dobrze, nie wiedziałem że Polacy są tacy skuteczni, możesz odejść ~*~*~. 
-Dowódco mogę o coś spytać? 
-Ne. 
-Co Ci się stało w głowę? 
-Dostałem odłamkiem, coś jeszcze? 
-Ani- ukłoniła się i wyszła z pomieszczenia. Usłyszała wybuch bomby który ją ogłuszył, wyjrzała przez okno 
nalot! Były to wojska sojuszników Korei Południowej- Japończyków.- Japońce!!!- krzyknęła najgłośniej jak umiała. 
-Do schrony ktoś krzyknął wszyscy zbiegli do piwnicy. Wybuchy trwały ponad trzy godziny, pod ziemią byli bezpieczni. Poczuła silny ból w tylnej części czaszki, potem nastała ciemność, z ciemności wyłoniła się mała dziewczynka. Mała ~*~*~ która klęczała nad ciałami swoich rozstrzelanych za niewinność rodziców. Krzyczała do swojej mamy żeby się obudziła ale ta nie reagowała. Do dziewczynki w anielski pozlepianych krwią loczkach, podeszła kobieta, azjatka z grupą skośnookich dzieci. Złapała dziewczynkę i mocno przytuliła, zabrała ją do domu... Domu dziecka. W tym domu nabrała nienawiści do południowców. Jej sen przerwało okrutne zimno na twarzy. Otworzyła oczy, była cała mokra od lodowatej wody. Wzdrygnęła nad nią stał sanitariusz B-Bomb z wiadrem po wodzie. 
-Wróciłaś do żywych- powiedział a ona podniosła się z brudnej podłogi, łapiąc za głowę, zachwiała się. Chłopak złapała ją za ramię i posadziła na brudnej sofie. Rozejrzała się po pomieszczeniu, były tam zniszczone dębowe meble, odpadający tynk oraz porozrywane firany... 
-Gdzie ja jestem? Co się stało? 
-Dostałaś cegłą w głowę- oglądał jej głowę zaraz potem założył jej bandaż- straciłaś przytomność. Przenieśliśmy Cię tutaj bo reszcie nic się nie stało, to nasza nowa komenda. 
-A co z południowcami? 
-Pojmaliśmy ich- dał jej drugi bandaż- mamy ich opatrzyć... 
-Wrogów?- wstała oburzona, strzepując z siebie kurz. 
-Ne- wstał z klęczek- chodźmy- zeszli szybkim krokiem na główny korytarz. 
-Co z pułkownikiem U-Kwon'em?- usłyszała szept dwóch żołnierzy wrogiej armii. 
-Przesłuchują go podobno jest z nim najgorzej, Lee i Park lepiej się trzymają- stanęła naprzeciw nich i opatrzyła rany, jeden miał złamaną rękę którą nastawiła, nie okazując emocji. Tak był z innymi, przypadki beznadziejne (pourywane nogi, ręce, rozerwane ciała) były dobijane przez komunistów. Po czterech godzinach ciężkiej pracy zasnęła w konie obok innych żołnierzy. Obudziło ja szturchnięcie w ramię i zapach ryżu. B-Bomb dał jej miseczkę i podniszczone pałeczki. Zjadła wszystko, ponad trzy dni nie miała nic w ustach, była okropnie głodna. 
-~*~*~ musisz opatrzyć tego Kwon'a- Zico szepnął dając jej apteczkę- jest w piwnicy. 
-Tak jest- wstała i wymaszerowała do piwnicy...  


Troszkę drastyczna ta część pierwsza jak myślicie co będzie dalej? 
Yuki...

1 komentarz: