Witam, dzisiaj mamy piątek, czwartego maja, z tej strony, po dłuższej przerwie Yuki! Obiecany drugi part pojawia się dziś. Kochani macie ochotę może na opowiadanie z Zico i Lisą? A może Instagram'a z jakimś b-bandem, lub g-bandem, piszcie w komentarzach. Enjoy!
NU'EST -BaekHo
TWICE -JiHyo
cz.II
Rany w sercu nie goją się nigdy,
mimo że w myślach pozostały tylko blizny.
Tak też było tego dnia...
Mężczyzna wraz ze swoimi zaufanymi ludźmi, zasiadło do suto zastawionego stołu, początkowe rozmowy kręciły się w okół zaplanowania dnia, jednak później, przyszedł plan na noc. Kang widział że jego słudzy są wykończeni, w dzień musieli pracować, żołnierze przygotowywać się do nocnych walk, a ludność ukrywać. Nie mógł sobie tego darować, jednak nie mógł nic zdziałać, nie miał możliwości lotu na księżyc, tak jak jest to w teraźniejszych czasach, nie posiadał też tak wielkiej broni i oddziały by przez tak długi czas odpierać ataki. Wtem jego rozmyślania, przerwał posłaniec z królewskiego pałacu, rozpoznał w starcu, mnicha który opiekował się nim i pięcioma towarzyszami, na królewskim dworze. Kiedy zasiadł przy stole, najpierw powitany przez gospodarza, podjął temat sytuacji w państwie.
-Czytałem każdy twój list do króla, jednak gdy mówiłem on nie chciał mnie słuchać. Spędza czas z nałożnicami, ewentualnie z rozpitą szlachtą, robiąc wystawne przyjęcia, nie interesują go losy kraju -przerwał na chwilę, patrząc na wojownika -Gaya upadła -dodał po chwili.
DongHo upił wodę z kielicha, czując uporczywy ból w boku, zmrużył oczy, nie z bólu, ale ze wściekłości na władcę, odstawił kielich.
-Skoro Gaya upadła, to teraz -potarł skronie -wiesz, nie mam się już czym bronić. Jak już czytałeś w listach, potrzebujemy broni, zasoby naturalne się kończą, węgla, prochu i żelaza jak na lekarstwo, nie mówiąc o żywności, po ostatniej suszy, mój lud głoduje.
-Dlatego tu jestem, wysłannicy boga nocy i króla księżyca, uderzą na Baekje tej nocy...
-Tak jak każdej -przerwał mu jeden z podwładnych.
-Przybyłem z orszakiem tysiąca żołnierzy, którzy zbuntowali się rządom króla, mam proch, armaty, szable -podszedł do wrót twierdzy, a za nim gospodarz -jeśli wygramy tę walkę, lud obali króla i wygna ród, a ty zasiądziesz na jego miejscu.
-Ja... Przecież...
-Masz dużo więcej rozumu niż on, będę Ci pomagał. Nie odmawiaj, taka szansa się nie powtórzy -westchnął, przyglądając się wojownikom -albo wygrasz i będziesz królem, albo zginiesz, a twoją twierdzę zrównają z ziemią.
-To będzie dla mnie zaszczyt -ukłonił się, po czym zwrócił się do jednego ze sług -nakarmcie żołnierzy, otwórzcie wschodnią część.
-Dlaczego panie? -zapytał kłaniając się nisko.
-Muszą gdzieś odpocząć, konie napoić i naszykować sypialnie, mojemu przyjacielowi. Zapamiętałeś?
-Tak, panie -wojownik rzucił mu monetę, ten szybko ją złapał -dziękuję panie -i zniknął.
-Nagrodzony podwładny, to lojalny podwładny -stwierdził -dziękuję że przybyłeś z odsieczą.
-Przybyłem tu po to, byś zasiadł na tronie.
Kobieta stanęła obok, mężczyzny siedzącego na tronie. Chwilę milczała rozglądając się po perłowej komnacie, przywołując wspomnienia z dzieciństwa, gdzie w towarzystwie sióstr, królowej, dam dworu, grały na harfie, cytrze.
-Wzywałeś mnie panie -powiedziała cicho.
-JiHyo, czy to ty? -zapytał patrząc w przestrzeń pustym wzrokiem.
-Tak ojcze, dlaczego przebywasz w komnacie matki? -zapytała chwytając go za zimną, kościstą dłoń.
-Moja gwiazdko, chyba wiesz dlaczego, odczuwasz tęsknotę, prawda?
-Odczuwam tęsknotę, ale jeszcze bardziej gorycz i chęć zemsty, podobnie jak moje starsze siostry.
-Myślę że to czas by pomścić twoją matkę, wybrałem Ciebie, gdyż wiem że żadna inna moja córka, nie podoła temu zadaniu. Zabijesz tego wojownika.
-To zaszczyt, przyrzekam nie zawiedziesz się na mnie ojcze -starzec uśmiechnął się delikatnie, ściskając lekko dłoń córki.
-Wiem moja gwiazdko, kiedy tylko to zdobisz, ja zakończę swoje panowanie. Czuję ze moje godziny są policzone, a chcę byś to ty zajęła moje miejsce.
-Ojcze, przybędę tu i będziemy razem świętować naszą wygraną -w jej oku zakręciła się łza, która spadając na płytki, zamieniła się w kryształ.
-Miejmy nadzieję córciu, nie płacz... Może nie widzę, ale słyszę twoje łzy.
W tym momencie JiHyo poczuła, że może coś zmienić w swoim życiu, że może się uwolnić od ciężaru, który tak bardzo ciążył na jej kryształowym sercu.
Słońce z każdą minutą coraz bardziej ukrywało się za horyzontem, oświetlając nadmorską twierdzę. Jak malarz tworzyło cudowną paletę barw na niebie, zaczynając od oranżu, kończąc na purpurze i granacie. Kiedy zniknęło, za szmaragdową taflą, a świat otuliła szalem noc, niebo pokryły miliony gwiazd, księżyc przeglądał się w tafli wody, ukazując swój pełny blask.
BaekHo nałożył hełm na głowę, czując jak ból w boku przechodzi, dopiął mocniej zbroję, wziął swoją szablę i opuścił swoją komnatę. W myślach modląc się o zwycięstwo i małą ilość ofiar. Stanął między wartownikami, na murze, niedaleko bramy głównej. Ludność, głównie kobiety i dzieci, ukryła się w tajemnych komnatach, wykutych w górach, zaś wojownicy i część ochotników, została w twierdzy.
Cisza piszczała w uszach, wprowadzając nerwową atmosferę i przerażenie wśród niektórych. Chłodne powietrze poruszało granatowo -czerwonymi flagami ze wzorem głowy tygrysa i przenikało swoim świtem w myśli obrońców.
W tym czasie na księżycu, księżniczka wraz z setkami "potworów", organizowała się do ataku, następnie omówiła jeszcze raz z wysłannikami plan, po czym uniosła się nieco nad powierzchnię, by zlecieć w dół, na planetę śmiertelników.
"Potwory" uderzyły najpierw z góry na twierdzę, następnie otoczyły ją z każdej strony. Ludzie walczyli dzielnie, mimo że nie mieli wielkich szans, przy wysłannikach z innego świata. W okół bitwy unosił się kurz, który uniemożliwiał oddychanie, zapach krwi, prochu i żelaza. W okół roztaczała się aura śmierci, jednak jedni jak i drudzy nie zważali na to, skupiając się jedynie na zlikwidowaniu przeciwnika. Trzask łamanych kości, wybuchy bomb, zgrzyt szabli i toporów, krzyk ludzi, pękająca porcelana, raniły uszy. DongHo zrywał maski bestii, ścinał, po kilka głów swym długim mieczem, zmieniając je w pył. Mężczyzna nie zauważył jednak że, tuż obok niego armata jest szykowana do wystrzału. Padł na ziemie ogłuszony, kiedy ocknął się, rozmazanym wzrokiem widział, jak jego poddani przegrywają, podniósł się słaniając na nogach, ściskając miecz w dłoni. Gdy jego wzrok się wyostrzył, zobaczył postać w białej szacie, w wielkim kapeluszu na głowie oraz srebrnej masce. Czuł że wzrok przeciwnika, chce przeniknąć w jego oczy, następnie w jego myśli, by stracił rozum. Wiedział też doskonale, z kim ma do czynienia. Obrócił miecz w dłoni, uzyskując równowagę. Zaatakowała pierwsza, była to tak zacięta walka że ziemia zaczęła drżeć, wiatr zmienił się w huragan z zimnym deszczem. Większość "potworów" zaczęła uciekać, dając przewagę ludziom. JiHyo widziała jak uciekają, jednak nie miała zamiaru się poddać, podobnie jak jej przeciwnik. Walczyli, tak zawzięcie że oboje nie zauważyli tego że pozostali sami, w ludzkim gronie, kawałkami z masek pokonanych i że słońce powoli wstawało ze snu. Jeden z wojowników chciał pomóc BaekHo, ale zatrzymał go mnich.
-Zrozum, tylko on może ją pokonać, pogorszyłbyś jedynie sytuację -powiedział przyglądając się wszystkiemu z ukrycia, w głowie modląc się za zwycięstwo towarzysza broni.
Słońce objęło swym blaskiem całe Baekje, w tym twierdzę pod sztandarem białego tygrysa. W tym momencie, oboje padli na kolana. BaekHo z niewyobrażalnego bólu i krwawiącej silnie rany, zaś biała postać z braku siły, mocy i magii. Patrzyli na siebie, ciężko oddychając, wojownik upuścił miecz i wyciągnął rękę w kierunku postaci. Ta cofnęła się nieco, ale nie atakowała, nie miała na to siły, spostrzegła też że nie ma zamiaru jej krzywdzić. Kiedy cofnął rękę, przyczołgała się do niego, przykładając swoją dłoń do rany wojownika, która momentalnie się zagoiła.
-Dlaczego? -podniósł wzrok, wpatrując się w nienaturalnie czarne oczy bestii.
-Darowałeś mi życie -odparła -zdejmij moją maskę.
-W tedy umrzesz -powiedział cicho, uważnie obserwując postać.
-Ale odrodzę się na nowo... Zdejmij ze mnie klątwę! -pisnęła żałośnie -Zdejmij ze mnie brzemię nocy!
Mężczyzna cały czas się wahał. Może to była jakaś pułapka, a może stwierdziła że nie nie ma szansy wygrać i po prostu skapituluje. Wpatrywał się w połyskującą maskę, silny powiew wiatru zerwał z głowy księżniczki jasny kapelusz, rozwiewając jej włosy we wszystkie strony. Wydawała się taka niewinna i bezbronna. Powoli wyciągnął ręce w jej stronę, wykonując kilka głębokich oddechów. Jak najdelikatniej potrafił, ściągnął ciężką, kryształową maskę i odrzucił ją w bok, ta zaś rozpadła się na miliony kawałeczków, w zetknięciu ze ścianą twierdzy. Czarne, zwierzęce oczy, zjawy przyjmowały ludzki kształt i kolor oceanów. Skóra z odcieniu szaro-białego, przybrała ludzką barwę, a policzki nawet pokryły się różem. Włosy w ciemnego granatu, zmieniły kolor na jasny kasztan, zaś suknia wcześniej biała i wykładana drogimi kamieniami,l teraz była różowa pokryta przepięknymi haftami. Wszystko zwieńczyła korona na jej głowie, połyskując w blasku słońca. Podniosła się z klęczek, otrzepując suknię, wykonała kilka ruchów dłońmi, a twierdza BaekHo, zaczęła się sama odbudowywać. DongHo również wstał, patrząc na nią w podziwie, mrużąc przy tym oczy, gdyż księżniczka promieniała swym blaskiem. Po odbudowaniu twierdzy, zwróciła się do niego:
-Tyś jest tym, który zasługuje na miano króla, ty uwolniłeś mnie ze szpon nocy i wróciłeś do życia, dałeś mi wzrok dzięki któremu, widzę to co słuszne. W nagrodę powierzam Ci całą Sillę!
-Jakim cudem? Przeciez król żyje, ja jestem tylko najemnikiem...
-Czy aby na pewno?
Nim zdążyła dokończyć myśl, do twierdzy wtargnął posłaniec na czarnym koniu. Który, kiedy tylko zeskoczył z konia, pobiegł w stronę BaekHo i padł mu do stóp.
-Król nie żyje, jesteś jego następcą panie -oszołomiony wojownik, rozglądał się przed ludźmi, którzy padli przed nim na kolana, aż w końcu wzrok spoczął na niej, ta zaś ukłoniła się by okazać mu szacunek.
-Wstańcie wszyscy, to nie moje zwycięstwo, tylko wasze -poddani jego wstali -cóż mi po zaszczytach skoro i tak nie mam tego czego pragnę -dodał ciszej.
-Czego jeszcze potrzebujesz? Masz kochających Cię poddanych, światły umysł, siłę i całą Silli...
-Ale nie mam wsparcia u mego boku... Nie mam twojego wsparcia, pani -ukłonił się jej i przyklęknął na jedno kolano, czując że w końcu odnalazł kogoś, kto zapełniłby puste wieczory, łagodził ból i pomógł zapomnieć o przeszłości, by mógł spokojnie budować przyszłość swoją, swojego kraju i narodu.
-Pani wiem że jestem zwykłym śmiertelnikiem, jednak wiem że to iż zjawiłaś się tu z niebios, że dałaś mi władzę, było zaplanowane przez los. Czy zgodziłabyś się, zostać moją królową?
JiHyo stała w ciszy, rozglądać się w okół, poddani stale klęczeli, z nisko opuszczonymi głowami, zaś Król wpatrywał się w nią z nadzieją. Wszyscy milczeli, można było mieć wrażenie że zaraz zaatakują potwory i że ten wspaniały spokój i harmonią, znikną w ułamku sekundy.
-Wstań DongHo i wy powstańce -zwróciła się do żołnierzy.
-Księżniczko ja wiem że...
-To dla mnie zaszczyt, że będę mogła zasiąść na tronie obok Ciebie królu -odparła ze spokojem i nieopisaną radością w głosie. I można by przysiąc że w tym momencie, słońce wzeszło tak jasno że rozświetliło cały świat.
Koniec.
Yuki
Otak, Zico i Lisa! Brzmi naprawdę dobrze, chociaż nie pogardziłabym serią Instagram.
OdpowiedzUsuńTo było naprawdę piękne, szczególnie końcówka i przemiana Jihyo. Mam nadzieję, że w przyszłości pojawi się więcej takich postów!
Pozdrawiam! ^^
Dziękuję bardzo za komentarz, tak, Zico i Lisa to najlepszy paring ever! <3
Usuń