Pokazywanie postów oznaczonych etykietą MONSTA X. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą MONSTA X. Pokaż wszystkie posty

31.10.2019

Uśmiech klauna.

Cześć, dziś Halloween!
Macie jakieś plany? Idziecie na imprezy, lub zbieracie cukierki? Jeśli nie to spędźcie ten czas ze mną. Zapraszam was na Uśmiech Klauna.

MONSTA X -JooHeon


Mam na imię JooHeon i nienawidzę klaunów.

-Wejdź tam! -krzyknął SeongWoo.
-Eeee... Ta ciota się boi -szturchnął go w ramię, JoonKyu.
Patrzyłem na zdezorientowanego przyjaciela, stojącego przed, wielkim, starym budynkiem fabryki szkła. Powybijane szyby, oraz zardzewiałe, metalowe drzwi, patrzyły na nas złowrogo. Złowieszczy wiatr, raził nasze uszy, mówiąc niemo... Uciekajcie!
Jednak my staliśmy pod drzwiami, jak czwórka debili, nic sobie z tego nie robiąc, mimo że czuliśmy w każdej komórce ciała, by zabierać się do domu, póki jeszcze słońce majaczyło za horyzontem.
Jednak ciągle staliśmy jak te palanty, patrząc się na naszego młodszego kolegę, który niemrawo zbliżał się ku drzwiom. 
Krwawe łuny zniknęły z nieboskłonu, a na ulicach rozbłysły lampy. SungHoon, poruszył się jeszcze krok do przodu i uchylił jeszcze bardziej wrota. Po czym zniknął za nimi, a my pacany przyglądaliśmy się przez uchylone drzwi, jak jego sylwetka niknie w cieniu, tego obrzydliwego, starego zakładu. 
-Chłopaki! Mogę już wyjść?! -krzyknął chłopak i już miałem się zgodzić, jednak nim zdążyłem się wysłowić, ktoś inny zabrał głos.
-Miałeś iść do samego końca hali! -JoonKyu, wyciągnął z kieszeni, paczkę papierosów, którą z pewnością zakosił swojemu ojcu i poczęstował, jak na dobrego kumpla przystało. Z początku papieros nieco mnie przyduszał, jednak po trzecim zaciągnięciu, dyskomfort minął. 
-Myślę, że nieźle już porobił w gacie -zaśmiał się SeongWoo, odpalając szlugę.
-A Ty co tak cicho siedzisz? -zarechotał Kyu -Nie mów, że martwisz się o młodego?
-Nie martwię się -wzruszyłem ramionami, siadając na krawężniku, pomimo że zaprzeczyłem, ciągle wpatrywałem się w dużą szparę między skrzydłami, ogromnych, metalowych drzwi. Cień chłopca zniknął, nastała kompletna cisza, przerywana jedynie naszymi nierównymi oddechami i dźwiękami miasta dochodzącymi z oddali. W pewnym momencie, lampy uliczne zaczęły gasnąć, jedna po drugiej.
-Chłopaki! Coś tu jest! -krzyknął SungHoon.
Poderwaliśmy się wszyscy jak jeden mąż i zaczęliśmy biec do budynku, tuż przed naszymi nosami, wrota zamknęły się z hukiem.
-Chłopaki! Szybko, on tu idzie! -krzyczał coraz głośniej. A my bezskutecznie szarpaliśmy za klamkę do tych piekielnych drzwi.
-Pomocy! Chłopaki! Pomocy! -słyszeliśmy jak biegnie w naszym kierunku -On mnie goni!
-Kto?! Kto Cię goni?! -odkrzyknąłem.
-Boże na pomoc! -w tym momencie, usłyszeliśmy rozdzierający krzyk chłopca, niedługo po nim po raz kolejny ogarnęła nas cisza. Kolejna nieudana próba dostania się do hangaru, utwierdziła nas w przekonaniu że musimy wezwać policję.
Ja wraz z Woo zostaliśmy przy budynku, a JoonKyu pobiegł po pomoc. Gdy był już przy bramie wyjściowej, zamknęła się uniemożliwiając nam wszystkim ucieczkę. Musiało się stać coś strasznego, skoro młody tak krzyczał... Właśnie młody! Wykrzykiwaliśmy na zmianę jego imię, ale ciągle odpowiadała nam cisza. Po paru sekundach, światła w starym budynku, rozbłysły się i ponownie rozniósł się niewyobrażalnie głośny pisk, a potłuczone szyby pokryła czerwona ciecz.
-O Boże -wymknęło mi się z ust.
-Uciekamy! -krzyknął Joon.
-Musimy pomóc młodemu -powiedział stanowczo Woo.
-Nie pomożemy tu nic! 
-Nie ma mowy -szarpnął za klamkę, a światła fabryki zgasły.
-Co jest do cholery? -zapytałem, kiedy drzwi ustąpiły. 
Cofnęliśmy się o krok, a zza drzwi wysunęło się truchło, naszego kompana. Przerażeni, z duszą na ramieniu, zadecydowaliśmy że musimy uciec. Popędziliśmy do metalowej bramy, z duszą na ramieniu, zaczęliśmy się po niej wspinać. Niestety, kiedy byłem już w połowie wysokości omsknęła mi się noga i spadłem. Kiedy się podnosiłem, zauważyłem że w ciemności, ktoś wynurza się zza drzwi. Był to klaun! Wpatrywał się we mnie, uśmiechając przy tym. Wydawało mi się że mówił do mnie, nie mogłem tylko dosłyszeć co. Uniósł dłoń w górę, w której automatycznie pojawił się czerwony balon. 
-Weź go -usłyszałem w końcu i uśmiechnął się mrocznie.
-Rusz się! -spojrzałem na Kyu, a następnie na potężną fabrykę. Przed którą leżało jedynie zmasakrowane truchło naszego przyjaciela.
Wspiąłem się szybko i pobiegłem wraz z przyjaciółmi w kierunku głównej autostrady, a kiedy do niej dotarliśmy, światła na niej stopniowo się rozpalały. Od razu pokierowaliśmy na posterunek policji. Nie wiem, czy zdążyliśmy zrobić dziesięć kroków, gdy usłyszeliśmy za sobą głos.
-Chłopaki, dokąd idziecie? -czułem że serce podskoczyło mi do gardła.
Wszyscy obróciliśmy się, jak na komendę. Za nami szedł SungHoon, wyglądał tak jak widzieliśmy go za życia. Nie był strzępkiem mięsa, które zostało wyrzucone zza drzwi hali.
-Skąd Ty się tu wziąłeś? -zapytałem.
-Jak to skąd? Mieliśmy iść do cyrku -odpowiedział zdezorientowany.
Popatrzyliśmy się na siebie, a następnie na naszego przyjaciela, po czym jak jeden mąż stwierdziliśmy.
-Nie, wiesz co młody odechciało nam się jakoś.
-Muszę pomóc młodszej siostrze w angielskim -powiedział Woo.
-A ja obiecałem, że pomogę staremu w warsztacie -dodał Kyu.
-A Ty? -spojrzał na mnie ze smutkiem.
-A ja? Ja to, ten... No... Mam jutro egzamin z geografii, a jeszcze się nie uczyłem -palnąłem pierwsze co przyszło mi do głowy.
Chłopiec podszedł do nas i westchnął ciężko.
-Dlaczego oni zniszczyli cyrk?
-Jaki cyrk? -popatrzyliśmy na niego z zaciekawieniem.
-Ten na którym pobudowali fabrykę szkła -powiedział -on nie potrafił tego przeżyć.
-Kto? -zapytał Kyu.
-Klaun, był właścicielem cyrku i stracił wszystko gdy go usunięto -powiedział ze smutkiem.
-Chodzi o tę legendę miejską? O tym że klaun włamał się do fabryki i skoczył z okna w formie protestu o usunięciu cyrku.
-To nie legenda -powiedział stanowczo -on nie umarł od razu, ktoś go dobił, sprawiał mu ból nim, go zamordował.
-Skąd o tym wiesz? -zapytał SeongWoo.
-Bo to czułem -odpowiedział nienaturalnym głosem.
-Młody za dużo fantazjujesz -Kyu położył dłoń na jego ramieniu -chodźmy już.
Tak jak powiedział, tak się stało, każdy z nas rozszedł się w swoją stronę. Kiedy tylko wróciłem do domu, wziąłem szybki prysznic, powrzucałem książki do plecaka i wskoczyłem do łóżka z zamiarem wyspania się. Moje ambitne plany, pozostały jednak zrujnowane, ponieważ moja szafa była niedomknięta, a zamiast ubrań widziałem uśmiechniętego klauna, dzierżącego w dłoni balona. Bałem się podejść do szafy i ją zamknąć ją, gdyż myślałem że widmo wciągnie mnie do środka, a potem zostanie ze mnie strzępek mięsa, tak jak z młodego... Ale przecież on nie umarł, zobaczyliśmy do na ulicy i wyglądał całkiem normalnie. Zignorowałem to, kiedy próbowałem zasnąć, usłyszałem wycie wozów policyjnych, a zaraz po tym, w moim pokoju zjawił się komendant policji, kazał mi się szybko ubrać i zabrał mnie wraz z ojcem, pod hutę szkła, na miejscu czekał na nas oddział policji, wraz z SeongWoo i jego ojcem.
-Czy to Twój kolega? -zapytał policjant, wskazując na zmasakrowane, zabezpieczone ciało SungHoon'a.
-T-tak -odparłem drżącym głosem.
-Panie komendancie -podszedł do nas młodszy aspirat -JoonKyu jest w szpitalu, miał wypadek samochodowy, jego stan jest ciężki, ale stabilny.
Popatrzyliśmy się z przerażeniem, na siebie z Woo, a następnie na tę cholerną hutę.

Mam na imię JooHeon i teraz wiecie dlaczego nienawidzę klaunów.


Koniec.

W skali od 1 do 10 jak wam się podobało?
Czekam na komentarze i do następnego.

Yuki

28.01.2019

Kiedy zapadnie zmrok.

Witam was w nowym roku 2019, pojawiam się znów, po miesiącu. Cóż mogłabym się tłumaczyć sesją i pracą, że jestem taka zajęta że nie mam czasu pisać... Ale taki kit to wciskasz na spowiedzi.
Więc... Tak, a więc... Wiecie, znaczy... Odczuwam bezsens, jestem po prostu zmęczona wszystkim, do tego stopnia że budzę się z płaczem, z nim też zasypiam... Ale to minie, mam nadzieję że jak najszybciej, bo coś czuję że jak dłużej tak będzie, to nie będzie wesoło.
Dobra, gorzkie żale wypłakane, przejdźmy do opowiadania.

MONSTA X- HyungWon

"Tu otwierał się inny, odrębny świat, do niczego nie podobny,
tu panowały inne, odmienne prawa, inne obyczaje, inne nawyki i odruchy,
tu trwał martwy za życia dom, a w nim życie jak nigdzie i ludzie niezwykli."

HyungWon wszedł do mieszkania, powoli zapadał zmrok, a miasto owijał szal białego puchu. Zdjął buty, płaszcz, szalik i rękawiczki. Sięgnął po stojącą na podłodze torbę z laptopem i powędrował do kuchni. 
Kiedy już w niej był odstawił torbę na krzesło i nastawił czajnik, z woda na herbatę jaśminową. Stanął przy kaloryferze, ogrzewając przy tym dłonie, spojrzał w okno, znajdujące się w salonie. Powoli rozświetlały się lampy uliczne, dając znak mieszkańcom Daegu że nadszedł wieczór. Czajnik zagwizdał, przypominając o herbacie, po chwili mężczyzna miał kubek w dłoniach, delektując się intensywnym zapachem jaśminu, który przywoływał wspomnienia lata. 
Gdy był dzieckiem, jaśmin rósł na przeciw domu jego babci, ten wspaniały zapach budził go każdego poranka i zasypiał z nim, w tym małym, drewnianym domku, z białą werandą gdzie często czytał swoje ulubione książki, czy układał puzzle. Upił łyk herbaty, myśląc o tym jak bardzo chciałby wrócić do tamtej arkadii. 
Usiadł na kanapie, włączając przy tym telewizor, akurat trafiło na jakiś przyrodniczy program o puszczyku uralskim, zostawił film, gdyż i tak nie miał zamiaru go oglądać. Chciał jedynie zagłuszyć wszechobecną ciszę, która była jego najwierniejsza przyjaciółką. To ona wysłuchiwała jego żali, łez, była świadkiem jego smutku, rozpaczy, ale też licznych radości. Cieszyła się kiedy pierwszy raz w jego domu, pojawiła się dziewczyna z kwiatem jaśminu we włosach i płakała kiedy odeszła. Sięgnął do bordowej książki, ze złotym napisem: Fiodor Dostojewski- "Zapiski z martwego domu", a ona jakby czytała w jego myślach, otwarła się na stronie, gdzie znajdował się, zasuszony kwiat, o najpiękniejszej woni, jaką tylko dane było mu poczuć. 
Po jakimś czasie czytania, fragmentów książki, które znał już na pamięć, poczuł głód. Spojrzał na zegarek, zbliżała się ósma wieczorem, prawie trzynaście godzin nie miał nic w ustach. Zajrzał do lodówki, zawiało zimnem i pustelnią niczym na Antarktydzie, jęknął przeciągle i zamknął ją decydując się po raz kolejny, na zjedzenie szybkiego ramen w 7/11. Ubrał się mozolnie i schował telefon wraz z portfelem do kieszeni, następnie zakluczył mieszkanie. 
Idąc wzdłuż jednej z ulic, znalazł się w tej części miasta, która, była czarna niczym piekielna otchłań i oświetlona ciepłymi promieniami świec, dającymi nadzieję na upragnione życie wieczne w raju. Mimowolnie nogi poprowadziły go w tamtejsze miejsce. Gdy minął bramę cmentarza, mógłby iść z zamkniętymi oczami, a i tak trafiłby w to samo miejsce.
Spoglądała na niego z ciepłym uśmiechem, radością w oczach i tą łagodnością, której już nigdy nie zazna. Ogniki tańczyły w białuch i złotych lampkach, mimo że kwiaty zwiędły i cały nagrobek pokryła gruba warstwa śniegu. Sięgnął do kieszeni i drżącą dłonią położył zaschnięty kwiat jaśminu, przy zniczu. Tak wyglądało ich pożegnanie. Powolnym krokiem opuścił, ten dom, dom tych którzy zamykają to co marne i doczesne, a żyją tam gdzie życie jest jak nigdzie.
HyungWon stracił apetyt i wrócił do domu. By znowu dzielić się myślami ze swoją przyjaciółka -ciszą.

Koniec.


Do... Za jakiś czas!
Yuki

31.10.2018

Samotność w Salem. [HALLOWEEN!]

Witajcie, jak się macie moje misiaki?
Przepraszam że nie dodaję postów często, ale... Mam masę roboty! Jeśli ktoś wam powie że na drugim roku studiów jest luzik i nie trze nic robić, to trzepnijcie go w łeb i powiedzcie że to ode mnie. 
Dzisiaj mamy, boom, boom, boom... HALLOWEEN!
Przed przeczytaniem tego, jeśli masz jakieś środki na uspokojenie, to radze je zażyć i najlepiej nie słuchać tła muzycznego... To tyle z ostrzeżeń.
To na razie życzę wam miłej lektury, jeśli mogę to tak ująć.

MONSTA X -I.M


"Umieramy w liczbie pojedynczej,
zawsze sami."

ChangKyun nie był nigdy zwolennikiem Halloween, i bynajmniej nie z powodu strachu. Uważał to święto po prostu jako idiotyczny zabobon, szczególnie teraz, kiedy musiał się przenieść z rodzinnego Bostonu, do Salem. Niby nie była to jakaś wielka odległość, bo tylko godzina samochodem, ale to mu też się nie widziało.

Mimo że te dwa miasta dzieliła zaledwie godzina drogi, to różniły się drastycznie. Boston to głośne, prężne miasto portowe, gdzie z przyjaciółmi przesiadywał oglądając zachodu słońca i powoli dryfujące statki na oceanie. Kiedy byli starsi namawiali osiedlowych bezdomnych, by kupili im najtańsze piwa, czy wódkę. Tak mijały im wakacyjne wieczory.

Westchnął cicho, wyrzucając peta za barierkę do oceanu. Była godzina trzecia nad ranem, on wrócił właśnie z nieudanej domówki, z pewnością dlatego że to idiotyczne Halloween JooHeon chciał zrobić dzień wcześniej. Jakby nie patrzeć to dopiero od trzech godzin był trzydziesty pierwszy października.

Port w Salem był mniejszy niż w Bostonie, znacznie bardziej zaniedbany, nie funkcjonował nocą, lampy oświetlały przestrzeń zimnym, białym blaskiem, równie zimnym, jak odbicie pełni księżyca w spokojnej tafli wody. Oprócz swoich myśli słyszał jedynie szum fal i dźwięk odbijających się od brzegu statków.

Przeciągnął się i ziewnął sennie, obrócił się na pięcie, w stronę zaparkowanego nieopodal Hummer'a. Jednak na jego samochodzie pojawił się ktoś, kogo by się nigdy nie spodziewał, przetarł senne oczy, nie dowierzając samemu sobie. Przecież to nie możliwe! Przecież wszyscy mówili ze... Czyli to nie prawda! Ach! Jak mogłem być tak naiwny! Będąc w ciągłym szoku, podszedł powolnym krokiem do samochodu, kiedy był na niecały metr przed nim, zatrzymał się przyglądając uważnie postaci siedzącej na masce auta.

Jej długie, czarne włosy, współgrały z czarnym ubraniem, przy okazji kontrastując z jasną karnacją i tymi pięknymi, zielonymi oczami. Siedziała spokojnie, przyglądając mu się z taką samą ciekawością, z jaką on przyglądał się jej. Jej bladoróżowe policzki, idąc za wiśniowymi ustami, uniosły się w delikatnym uśmiechu.

-Co się dzieje ChangKyun? Nie poznajesz nie? -powiedziała prawie nie poruszając ustami, a miał on wrażenie że jej głos roznosi się echem w jego myślach.
-Li... Lilly -powiedział ze ściśniętym gardłem, czując że jego oczy wilgotnieją od łez. Dziewczyna uśmiechnęła się szerzej i zeskoczyła z maski samochodu. Jej koturny odbiły się echem, spotykając z betonową nawierzchnią.
-Tak, Kyunnie, to ja. Co Cię tak zadziwiło?
-Wszyscy mówili że... Że nie żyjesz -powiedział przełykając potężną gulę w gardle.
-Co?! -przyłożyła dłoń do ust -Naprawdę?! Mam nadzieję że nie wierzysz w te brednie?! Przecież widzisz mnie, stoję tutaj przed tobą.
-Wiem, wierzę w to co widzę i słyszę...
-A w to co czujesz? -podeszła do niego tak blisko, że czuł zapach jej jagodowych perfum, po chwili drobna blada dłoń owinęła się wokół jego nadgarstka, delikatnie go zaciskając.
-Też -odparł, wyciągając dłoń z jej uścisku, by złączyć ich ręce, splatając ich palce ze sobą -skąd wiedziałaś że tu jestem?
-A to -zająknęła się -to długa historia -zachichotała -mogę Ci tylko powiedzieć, że śledziłam Cię.
-Śledziłaś? -uniósł jedną brew w górę.
-Och... Nie naciskaj mnie, wróciłam niedawno do Bostonu, moja matka wspomniała mi że po tym jak na jakiś czas poleciałeś do Korei, przeprowadziłeś się z rodziną do Salem. To piękne miasto, takie spokojne nie uważasz?
-I niezmiernie nudne -wywrócił oczami -tęsknię za Bostonem.
-Dlaczego? Mi się tu całkiem podoba, byłam tutaj parę razy i wyśledziłam gdzie mieszkasz.
-Dlaczego nie odezwałaś się wcześniej -ułożył dłoń na jej wąskiej talii -wciąż byłem przekonany że... No, wiesz.
-Wiem -wywróciła oczami -tak, byłam na tym statku wraz z moim ojcem, jednak ja zdołałam uciec przed tymi bandytami, mój ojciec nie miał tyle szczęścia... Przy nim znaleziono ciało jakiejś kobiety... Ale to nie byłam ja! ChangKyun, przecież mnie widzisz, czujesz, słyszysz -pogłaskała go po policzku. Objął ją silnie w pasie, zaś ona oplotła go wątłymi ramionami, była niezwykle zimna, ale nie dziwił się, będąc jedynie w cienkiej kurtce, na początku listopada, mogła się wychłodzić.
-Jesteś zmarznięta, jak się tu dostałaś? -na chwilę zapadła cisza.
-Autobusem, jest tutaj niedaleko przystanek -objęła go mocniej -a co myślisz? Że teleportowałam się z Bostonu tutaj?
-Nie, skąd ten pomysł? -zaśmiał się, przelotnie całując jej policzek.
-Tęskniłam za tobą przez te trzy lata, nawet nie wiesz jak bardzo czułam się samotna, przez ten cały czas.
-Shhh... Już nigdy nie będziesz samotna -odparł.
-Nigdy mnie nie zostawisz, prawda? 
-Oczywiście że nie.. Wracajmy do domu.
-Może, zanim wrócimy się do domu, przejdziemy się na spacer plażą, hm? Tak, jak to robiliśmy gdy byliśmy dziećmi?
-Skoro nalegasz... -objął ją ramieniem i skierowali się, do zejścia na plaże.

I.M cieszył się że rozsiewane plotki, o morderstwie jego przyjaciółki były nieprawdziwe. Jak mógł być tak głupi żeby nawet nie sprawdzić?! Przytulił ją mocniej, w duchu ciesząc się że ją odzyskał. Po jakimś czasie umilkli, szli przed siebie, ciesząc się swoją obecnością. 

Dziewczyna na chwilę przystanęła, zrobił to samo, na horyzoncie pojawił się kuter rybacki. Dziwło go to gdyż w Salem prawie żaden statek nie żeglował nocą. Kuter zbliżał się coraz bardziej, a fale w oceanie nawet nie drgnęły, odnosiło się ważenie jakby wielki błękit zamarł. 

-Przyrzeknij że będziesz ze mną na zawsze.
-Na zawsze -odparł, przenosząc wzrok ku słońcu, unoszącemu się nieco znad spokojnej tafli wody, nawet nie spostrzegł, kiedy statek dobił do brzegu. Dziewczyna poszła w kierunku oceanu, weszła do wody, ale nie zanurzyła się, unosiła się nad nią. Jej długie, czarne włosy rozwiewał wiatr.

-Lilly! -krzyknął rzucając się w pogoń za nią. Jednak nim zrobił dwa kroki potknął się o coś. I to co zobaczył, spowodowało że myślał iż postradał zmysły. 

Na kamienistej plaży leżał on sam... A raczej, jego zmasakrowane zwłoki. Ciało było poćwiartowane, rozkładało się, przez przebywające w nim robaki. Chciał uciec. Nie wierzył w to co się dzieje. Jednak, gdy tylko się odwrócił by biec w kierunku portu, do swojego samochodu, aby uciec. Pojawiła się przed nim ona.

Nie była to Lilly, którą widział zaledwie kilka minut temu. Teraz był przed nim upiór! Miała na sobie staroświecką, porozrywaną, białą koszulę nocną, ciało było całe w zaropiałych, zagniłych ranach, z do niedawnych błyszczących oczu i połyskliwych włosów, wypełzały larwy.

-Ty przynajmniej nie umarłeś, tak samotnie jak ja -wycharczała, a z jej ust wypływała, krew i czarna, cuchnąca wydzielina -będziesz ze mną... Na zawsze! -wrzasnęła tak głośno, że miał wrażenie iż ziemia zadrżała. I nie pomylił się... 

Pod jego nogami pojawiła się czarna ściółka. Plaża i wschodzące słońce zmieniło się w gęsty, mglisty las, szum fal, zastąpiły krzyki i jęki zamordowanych. Był to przeklęty, salemski las, kto do niego wszedł, już nigdy z niego nie wrócił.

Tego samego dnia, o godzinie siódmej nad ranem policja znalazła ciało, nieopodal portu. Ciało leżało do niejakiego Lim ChangKyun'a. Była to już piąta ofiara, zamordowana w tak brutalny sposób, w Salem -podawał dziennik. 

Gdyby tylko ChangKyun, wcześniej przeczytał chociaż jeden artykuł. Może teraz, nie błąkałby się po tym okropnym, przeklętym miejscu, egzystując w mękach.

Kilka dni później, pewna młoda kobieta biegnąc rankiem po plaży, w celach zdrowotnych, twierdziła że widziała nad ranem chłopaka na plaży, który błąkał się bez celu, a miał on na sobie czarne ubranie i niebieską kurtkę, dokładnie taką, jak Lim w dniu, kiedy zginął.

Dwie noce później, ocean wyrzucił na plażę ciało kobiety, niestety jej zwłoki były tak zmasakrowane że do tej pory, nie można ujawnić jej tożsamości.

-Gdzie ja jestem? -zapytała rudowłosa, potykając się o korzenie wystające z ziemi, przez mgłę ciężko było cokolwiek dojrzeć, jak to się stało, że w jednym momencie znalazła się w jakimś lesie? Dosłownie chwilę temu, była przecież na plaży i podziwiała wschodzące słońce...

-Nie ważne gdzie jesteś, najważniejsze jest to, że umarłaś samotnie -odwróciła się, a przed nią stała zmasakrowana, gnijąca dziewczyna -witaj w naszym świecie, tu nigdy nie będziesz samotna.

Po raz kolejny, w przeklętym lesie rozniósł się krzyk rozpaczy...


Koniec.



To dobranoc...
Yuki

26.01.2018

W pogoni za słońcem... cz.II

Witam was z drugą połową scenariusza z Wonho (który pisałam w zeszłym roku link: klik)! Co wymyśliliście? Co się zdarzy? Jakieś teorie?
Kochani, ważna informacja! Nie zanosi się na to bym pisała przez jakiś czas scenariusze, gdyż mam dla was projekt z WINNER, który się stale produkuje, a w głowie kolejny dłuższy projekt (ale to niespodzianka). 
Wpadajcie do zakładki wieloczęściowe i bierzcie udział w ankiecie.
Nie wykluczone że w marcu pojawią się reakcje oraz instagram'y ;).

MONSTA X -Wonho cz.II

Zaparkował samochód nieopodal klubu, na parkingu czekali na niego kumple, spalili coś mocniejszego, na rozluźnienie i niczym Trzej Muszkieterowie uderzyli w balety, ale nie zapomnijmy o tym że wcześniej zahaczyli o bar. Kiedy zabawiał się z jedną klubowicz-ką, zobaczył ją stała nieopodal baru żywo rozmawiając z jakimś typem. Jej kruczoczarne, falowane włosy, tym razem połyskujące czerwienią, od klubowych świateł, kaskadami opadały na odsłonięte ramiona, dopasowana mała czarna, idealnie oplatała jej smukłą sylwetkę, zaś czarne, połyskujące szpilki i torebka, nadawały jej drapieżności. Widział ją kilka razy w szkole, gdzie była szarą myszką, natomiast tutaj, jej delikatne rysy twarzy były pokryte mocnym makijażem, odmieniając jej image. Podszedł do niej bliżej, ignorując przy tym poprzednią partnerkę. Zaś ona gdy zobaczyła jak zmierza w jej stronę, zignorowała swojego rozmówcę i z wyzywającym uśmiechem na ustach zbliżyła się do niego. Z tej odległości dostrzegł tatuaż w kształcie połączonego słońca i księżyca, na jej prawym ramieniu, oraz hipnotyzujące czarne tęczówki, bez słowa przecisnęli się przez tłum tańczących, za razem dołączając do nich. Po jakiś czasie dziewczyna stwierdziła że chciałaby na chwilę odetchnąć świeżym powietrzem, gdyż było jej duszno. Objął ją ramieniem w pasie prowadząc ku wyjściu, gdy przeszli obok ochroniarzy, Ci uprzedzili ich o tym że powrót na imprezę, nie jest możliwy, bo wejściówka jest jednorazowa.
-Czy ty wiesz idioto kto ja jestem?! Jestem Shin HoSeok, to ja ustalam kiedy wchodzę, kiedy wychodzę! -powiedział pewny swego.
-Dla mnie możesz być nawet synem prezydenta, i to nic nie zmienia... My tutaj nie lubimy takich bogatych gówniarzy jak ty -upomniał go z groźnym wyrazem twarzy.
-Co kurwa? Co kurwa? Mi grozisz? Mi? Mam zadzwonić po swoich ludzi? Zaraz będziesz żarł gruz frajerze! -ochroniarz szarpną go za koszulę, jednak Wonho, był na tyle silny że położył go na ziemię. Nie obejrzał się nawet, a drugi go zaatakował. Jenak w porę pojawił się GunHee i starał się ich rozdzielić.
-Wonho! -dziewczyna szarpnęła go za ramię -Nie warto, chodźmy już -chłopak złapał ją za dłoń i szybko opuścili klub, zaś Gun, wtopił się w tłum, umywając ręce od całej sprawy. Oddalili się od klubu, na taką odległość by nie wzbudzać podejrzeń. Dziewczyna odetchnęła głęboko.
-Skąd znasz moje imię? -zapytał opierając się o ścianę budynku, odpalając Malboro.
-Nie trudno Cię nie znać, jesteś Shin HoSeok, jeden z najpopularniejszych gości w Seulu.
-A ty jesteś... Kim jesteś? Znaczy kojarzę Cię ze szkoły, ale -przerwała mu.
-Nie ważne, bo jutro będę kimś innym -wypuścił dym z ust, rzucając jej pytające spojrzenie -co tak patrzysz?
-Powiedz mi -zaśmiał się odbijając od ściany, objął ja w pasie -powiedz mi maleńka, kim teraz jesteś?
-Teraz jestem twoja -uśmiechnęła się zadziornie. Chłopak nie czekając na pozwolenie wpił się w jej słodkie wargi, namiętnie całując i szczelnie zamykając w uścisku. On liczył na kolejną niezobowiązującą przygodę, ona na zdobycz. Czyż ten układ nie był korzystny? Oczywiście że był, ale czy dla obojga? Odsunęła się od niego i uwolniła z uścisku, by po chwili złapać go za dłoń, w geście by szedł za nią.
-Dokąd idziemy? -zapytał prawie biegnąc, za czarnowłosą, ona jednak nie zwolniła kroku, odwróciła głowę w jego stronę i uśmiechnęła się kusząco. O nic nie pytał. Dał się tylko prowadzić, jednak zamiast luksusowego hotelu, ona prowadziła go poza centrum. Był coraz bardziej zmęczony, zatrzymał się, pociągając ją za dłoń.
-Już nie daleko Wonho, chodź, nie pożałujesz -przytaknął głową, oddychając ciężko. Szedł dzielnie nawet przez sześć pięter schodami, w jakimś postkomunistycznym bloku, ale nie żałował. Kiedy stanął na szczycie budynku wpatrywał się w widok rozciągający się przed nim -wspaniale, prawda?
-Tak -odparł zachwycony, panoramą nocnego miasta i milionem gwiazd nad jego głową -ale dlaczego mnie tu przyprowadziłaś? 
-Nie pytaj, tylko ciesz się chwilą -odparła, zaciskając mocnej jego dłoń. Na której poczuł, okropne pieczenie, jakby ktoś wylał na jego ciało, gorącą wodę. Jednak nie oparzenie było przyczyną, na ręce pojawił się tatuaż, dokładnie taki jak miała dziewczyna. 
-Co ty robisz? -wyrwał się, łapiąc za obolałe miejsce. 
-Nie lubię słońca, nienawidzę go! W przeciwieństwie do Ciebie HoSeok -odparła, zmierzając ku niemu -lubisz ścigać się z nim? Lubisz być najlepszy -zaczął się cofać.
-Skąd o tym wiesz? -warknął, czuł jak jego dłoń płonie w środku.
-A wiesz co ja lubię? Pochmurne dni, deszcz, wiatr, księżyc i nieszczęśliwych ludzi -szła pewnie z uniesioną głową, zaś on kulił się z bólu.
-Kim ty jesteś, do cholery?! Nie podchodź do mnie! -wrzasnął, wiedząc że jak zrobi, jeszcze jeden krok w tył, spadnie.
-Strach Cię obleciał? -złapała go za koszulę, z taką siłą jaką nie posiadała przeciętna kobieta, ba! Nawet przeciętny człowiek. Popatrzyła w jego oczy, a on jak zahipnotyzowany wpatrywał się w jej tęczówki, nie mógł odwrócić wzroku. Dopiero w świetle księżyca, oczy dziewczyny przybrały barwę szkarłatu -Już nigdy, nie będziesz gonił za słońcem -nim zdążył zrobią jaki kol-wiek ruch, jego usta połączyły się w pocałunku z nachalnymi wargami dziewczyny. Ta jednak szybko odsunęła się od niego, przechyliła głowę i błyskawicznym ruchem, zbliżyła usta do jego szyi. W tym momencie poczuł jak jej zęby wgryzają się w jego skórę, a przez ciało, każdy nerw, mięsień przechodzi fala żaru, płonął chociaż nikt by tego nie zauważył. Chciał złapać oddech, ale płuca miał jak związane sznurem, podobnie jak ręce i nogi, nie mógł się bronić, nie mógł też uciec. Jego tęczówki z brązu, przybrały barwę bursztynu, następnie krwistej czerwieni, odsunęła się od niego, powoli wyciągając kły. Będąc pewna że nie żyje zepchnęła go z budynku, jednak on nie spadł, zawisł w powietrzu i otworzył oczy, ukazując ich barwę, uśmiechnął się nonszalancko, ukazując przy tym perliste kły.
"Z dniem śmierci,
zaczyna się nowe życie."

Koniec.


Kto się spodziewał takiego zakończenia?
Chyba wszyscy...
Niemniej jednak, jestem dumna z tego scenariusza.
Do następnego!
Yuki

24.11.2017

W pogoni za słońcem... cz.I

Cześć!
Nie wiem, po co piszę tego shot'a...
Nie wiem, też czy ktoś akceptuje mój "inny" styl pisania...

MONSTA X -Wonho cz.I


Rytmicznie uderzał opuszkami palców, o chropowatą nawierzchnie biurka, w biologicznej sali. Zajęcia pani Kim, zawsze niezwykle się dłużyły, a on nie mógł znieść tego że jest piątek, godzina szesnasta i siedział w szkole! Ostatni rok liceum to nic fajnego, szczególnie że przeżywał go drugi raz. Powiedzmy że HoSeok był zdolnym uczniem, ale nieco leniwym w stosunku do obowiązków szkolnych, co było przyczyną tego że nie dopuszczono go do egzaminów maturalnych i zatrzymano w ostatniej klasie. Nie był zły na siebie, wręcz cieszył się że dołączy do swoich, rok młodszych kumpli: JooHeon'a i GunHee, a za razem ma więcej czasu do matury. Po dwudziestu długich minutach rozbrzmiał dzwonek, niedbale wrzucił zeszyt do plecaka, w szybkim tempie opuścił klasę, podobnie jak dwóch jego kolegów. Zabrali kurtki z szatni i opuścili budynek, JooHeon zaciągnął się dymem z e-papieros'a, co od razy skomentował Gun.
-Jesteś słaby -prychnął odpalając klasycznego papierosa, częstując Wonho, który be słowa wziął szlugę i odpalił.
-Gówno Ci do tego -Heon wywrócił oczami -ty książę, jak tam twoja lalunia?
-Nijak. Wyjebane mam na nią -skwitował -mam ochotę na imprezę.
-Co? Musisz odreagować bo dostałeś kosza? -pyknął papierosa.
-Nie dostałem kosza! Raczej stwierdziłem że to nie jest moja liga, nie będę się zadawał z byle kim, no chłopaki...
-Sam mówiłeś że laska dziewięć na dziesięć -najmłodszy wywrócił oczami -jesteś zmienny, jak laski w czasie okresu.
-Znawca się znalazł, laski w okresie to gryzą i tylko się drą, padaka...
-Dlatego ja nie pakuję się w związki... To będzie jakaś impreza, czy nie?
-Napisze do Jackson'a, luz... Na razie zawijam, muszę jeszcze jechać na przegląd bryki-schował elektryka i skierował się do czarnego Mercedesa. Gun wyrzucił peta i nałożył kask na głowę, przybili sobie z Shin'em sztamę, po czym śmigał na swoim Kawasaki w nieznanym kierunku. HoSeok zaś w spokoju dopalił papierosa i powoli podszedł do swojego Lamborghini. Wsiadł za kierownicę, zastanawiając się jaki kierunek obrać. Dom? Firma ojca? Wybrzeże? Tak, wybrzeże! Koniec września, powodował to że słońce szybciej chowało się za horyzontem. Uśmiechnął się pod nosem, na myśl o tym jak ścigał się ze słońcem, ale nigdy nie był szybszy od gwiazdy, to było jeszcze przed tym jak posiadał prawo jazdy. Jak każdy wiedział, nie był grzecznym i usłuchanym chłopcem, ale posiadał klasę, jednak nad nią przeważała nonszalancja. Zatrzymał auto na parkingu, po zamknięciu samochodu skierował się ku zachodzącemu słońcu. Tym razem to on był pierwszy, chłody zefir owiał jego postać, przy tym rozwiewając blond włosy. Patrzył w przestrzeń, wdychając na-jodowane powietrze, z dumą przyglądał się różnorakim barwom na niebie...
-W końcu jestem szybszy od Ciebie -szepnął pod nosem, wtem odezwał się jego telefon, dając mu znać o wiadomości. Nieśpiesznie wyjął urządzenie z kieszeni spodni i odblokował je.

Od: Vaper Heon 
Do: Wonho
"Ty, książę z okresem! :P
Jest impreza dzisiaj o 22,
w NB2, będziesz?"

Od: Wonho
Do: Vaper Heon
"A pytasz dzika czy sra w lesie?"

Od: Vaper Heon
Do: Wonho
"Ty serio masz okres,
weź ty się zbadaj człowieku..."

Od: Wonho 
Do: Vaper Heon
"Wal się..."

Takim to przyjemnym akcentem, zakończył rozmowę z kolegą. Stop! JooHeon, to nie kolega, to przyjaciel! A to jest znacząca różnica. Pożegnał się w myślach ze słońcem, po czym odjechał do domu, gdzie pojawił się przed dwudziestą. Przywitał go zapach jedzenia, przygotowanego przez OkHyo -służkę, przecież jego matka w życiu nie sprzątała, a tym bardziej nie gotowała, ona miała tylko jedno zadanie, zawsze korzystnie u boku bogatego męża. Więc jakim cudem Wonho mimo takich pieniędzy, został jeszcze rok w tej samej klasie? Jego rodzice, spokojnie mogli przekupić dyrektora, ale on nie chciał, nie był gotowy na studia, a tym bardziej przejęcie obowiązków ojca. Myślał że jego starsza siostra weźmie na siebie obowiązki, jednak ona odnalazła szczęście w USA, gdzie promowała ich firmę, za razem otwierając nowe filie w Stanach i Europie. Zamknął drzwi od sypialni, następnie przeszedł do garderoby. Po stronie prawej znajdowały się najdroższe garnitury koszule, czy krawaty, zaś po lewej ubrania odpowiadające jego osobowości, skórzane kurtki, podarte jeans'y, koszulki z logiem Rolling Stones czy Bon Jovi. Tym razem jechał do underground'owego klubu hip-hop'owego, bo oczywistym było że Gun i Joo, nie poszliby na koncert rock'owy, ale w takich klubach mógł dać upust emocjom, w ramionach seksownych dziewczyn, które aż się proszą o atencję. Zdecydował się na luźną białą koszulę, zakupioną w Londynie, jasne, przetarte jeans'y, czarny pasek, czarne trampki i Rolex'a, wartego ponad piętnaście tysięcy dolarów. Dał innej służce ubrania, by je wyprasowała, zaś sam poszedl wziąć relaksującą kąpiel. Po godzinie wyszedł z wanny, szybko się wysuszył, następnie w samy ręczniku wszedł do sypialni, gdzie na łóżku czekały przyszykowane ubrania. Gdy był w pełni ubrany, zapiął zegarek i stanął przed lustrem, układając włosy. Zadowolony z efektu, zabrał portfel, kluczyki i iPhone, zarzucił skórzaną kurtkę na ramiona. Szybko opuścił dom, by zasiąść w swoim czerwonym Lamborghini, następnie gnać na HongDae, gdzie miała się odbyć impreza. Tylko szkoda, że nie miał świadomości tego że odmieni ona całe jego życie...


Dobra miał być one-shot, jest two-shot,
jak myślicie co się wydarzy?
Ps. Za miesiąc Wigilia ;)
Yuki

23.12.2016

Proszę, nie mów mi żegnaj!

Do napisania tegoż krótkiego opowiadania, zainspirowała mnie piosenka (link podany niżej). Z ponad rok temu, jednak nie miałam zielonego pojęcia jak się za nie zabrać. Akurat teraz naszła mnie wena i pojawiły się nawet słowa, czy dobrze dobrane i odpowiednie? Tą decyzję zostawiam waszej ocenie, miłego czytania!

https://www.youtube.com/watch?v=Co3w_ZxcO1U -mało świąteczna piosenka, przeproszonka...

MONSTA X -KiHyun

Biegłem przez bardzo zatłoczoną i zaśnieżoną ulicę Tokio, rozpychając się by tylko zdążyć. Okres przed Bożym Narodzeniem w tak potężnej metropolii, powodował wielki tłok i małą synchronizację, a co za tym idzie, utrudnianie mojego bezcelowego, a może celowego biegu. Przez moją głupotę, utraciłem to, na czym naprawdę najbardziej mi zależało. Jedna feralna noc, upojenie alkoholem, zaćmienie umysłu, zdradziłem ją... Tak, to prawda! Zdradziłem dziewczynę którą kochałem, poprawka którą kocham. Dlaczego teraz biegnę? Zrozumiałem że jeszcze mogę wszystko naprawić, jeszcze mam czas. Co prawda skraca mi się on, z każdą sekundą, na moją nie korzyść, ale jeszcze jest! Póki jej samolot nie odleciał, jeszcze jest szansa że mi wybaczy. Aish! Szybciej, szybciej do cholery! Dlaczego wszystko obraca się przeciwko mnie? Popełniłem w życiu wiele błędów, jednak ten zdaje mi się być najgorszy. W dłoni trzymałem jej pierścionek zaręczynowy, który nosiła nieustannie od pół roku. Mogło być tak pięknie, a wszystko zepsułem! Nie, KiHyun nie myśl tak, daj z siebie wszystko dasz radę. Mijałem w pędzie kolejną przecznicę, na horyzoncie pojawiła się stacja metra. Przebiegłem w ostatniej chwili po pasach, gdy byłem już po drugiej stronie zbiegłem schodami w dół. Z impetem wbijając się w pociąg, który po chwili ruszył. Dlaczego tak powoli jedzie? Wiem że Tokio, ma najszybsze metro na świecie, ale dla mnie to było za długo! Sekundy równały mi się z godzinami, a na spowolnienie nie mogłem sobie pozwolić. Wystrzeliłem z środka transportu, niczym pocisk z karabinu maszynowego, pognałem dalej. Moim oczom ukazał się cel mojego maratonu. Potężny, oświetlony port lotniczy. Czułem że ubywa mi sił, jednak nie mogłem zwolnić, zaprzestać. Nie teraz, kiedy mogę zrujnować całą moją... Naszą przyszłość. Gdy znalazłem się w budynku, skierowałem się do hali odlotów. Usłyszałem że pasażerowie jej lotu mają jeszcze odprawę. Popędziłem w tym kierunku. Ludzie wyklinali na mnie, że oszołom pod prąd biegnie, czy się rozpycha. ale ja musiałem. Wiecie jak to jest, chcieć za wszelką cenę. Zatrzymałem się w miejscu, dostrzegając ją w tłumie. Odwróciła się w moim kierunku, gdy krzyknąłem jej imię. Blondynka popatrzyła na mnie z bólem w oczach. Podszedłem do niej łapiąc oddech. Posłała mi pytające spojrzenie, w odpowiedzi dostała moją chaotyczną wypowiedz. Chyba miała dość moich przeprosin i całego ględzenia, gdyż przyłożyła mi palec wskazujący do ust. Po jej policzku spłynęła łza, w tedy powiedziała te słowa, na które liczyłem.
-Zbudujmy wszystko od nowa KiHyun.
Koniec.


Po tym króciutkim opowiadanku, 
chciałabym wam złożyć najserdeczniejsze życzenia.
Święta Bożego Narodzenia, to czas magiczny,
spowodowany rodzinną atmosferą, pięknie przystrojoną choinką,
wigilią i wigilijnym stołem (nie wiecie jak czekam na pierogi XD).
To również czas narodzin nowych nadziei, celów, 
więc gdy zobaczycie pierwszą gwiazdkę, przemyślcie
 dobrze życzenie, być może się spełni.
A w sylwestra zabawy do rana, nie żałujcie szampana!
Wesołych świąt i szczęśliwego Nowego roku!
Urson Kim -->Yuki